1 września 1992 roku Jarosław Ziętara, dziennikarz „Gazety Poznańskiej", wyszedł z domu i ślad po nim zaginął. Wszystko wskazuje na to, że 24-letni reporter został uprowadzony i zamordowany w związku z artykułami, które przygotowywał, o malwersacji na styku biznesu, polityki i służb specjalnych. Zaginięcie zbiegło się w czasie z morderstwem byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony, więc media zignorowały zniknięcie młodego reportera.
Krzysztof M. Kaźmierczak poznał Ziętarę niedługo przed jego porwaniem. Nie łączyła ich przyjaźń, ale sprawa kolegi głęboko nim wstrząsnęła. Rozpoczął wieloletnią batalię o sprawiedliwość i ukaranie winnych.
Zbrodnia i klęska
Jako podsumowanie swego dziennikarskiego śledztwa Kaźmierczak opublikował w 2015 r. wspólnie z Piotrem Talagą książkę o wymownym tytule „Sprawa Ziętary. Zbrodnia i klęska państwa". Dostał za nią nagrodę dziennikarzy śledczych Watergate. Teraz z kolei wydał powieść kryminalną inspirowaną tą historią.
– Zdecydowałem się napisać kryminał na kanwie sprawy Jarka Ziętary przede wszystkim dlatego, że chciałem dotrzeć z nią do szerszego kręgu ludzi – opowiada „Rzeczpospolitej" Kaźmierczak. – Ta śmierć to jedyny znany przypadek w historii III RP, gdy zamordowano dziennikarza w związku z jego pracą – dodaje.
Akta Jarosława Ziętary przewijały się przez różne sądy. Wielokrotnie próbowano ukręcić łeb sprawie, ale m.in. dzięki nagłaśnianiu jej przez dziennikarzy wracała na biurka kolejnych prokuratorów. Istnieje wiele poszlak, natomiast ciągle brakuje dowodów, w tym chociażby ciała zamordowanego dziennikarza. Sprawa karna wciąż się toczy, zarówno co do zlecenia zabójstwa, jak i jego realizacji. W kwestii zleceniodawstwa zbrodni proces rozwija się raczej dobrze. Natomiast jeśli chodzi o bezpośrednie dokonanie zabójstwa, to sprawa została umorzona w styczniu 2016 r. – choć jeszcze nieprawomocnie – ze względu na wycofanie zeznań przez świadków.