Wiele z nich robionych było z tzw. rybek. Autorami bywali niekiedy bardzo wybitni twórcy: Broniewski, Ważyk, Pollakówna, Wirpsza. Ale rybka jest rybką; nie znając oryginalnego wiersza, można zrobić tylko jedno – postarać się napisać nowy, możliwie jak najlepszy, wiersz z oryginałem mający niewiele wspólnego. Albo zgoła nic.
Czy nie miał pan trudności z przynależnością narodowościową poszczególnych twórców?
I to ogromne. Przecież częstokroć serbscy poeci drukowali swoje utwory w Zagrzebiu, a chorwaccy w Belgradzie, gdyż ważniejsze były dla nich znaki ducha niż krwi. Języki: serbski, chorwacki i bośniacki, są bardzo bliskie. Różni je trochę składnia, trochę leksyka, no i pisownia: Chorwaci piszą łacinką, Serbowie cyrylicą, ale to też nie było konsekwentne, bo część serbskich poetów uważając, że cyrylica odcina ich od świata, żądała druku swych utworów alfabetem łacińskim. W Bośni w ogóle tym się nie przejmowano i na równi funkcjonowały obie pisownie. W Czarnogórze podobnie. Przez lata istnienia Jugosławii przenikały się nie tylko kultury i literatury, w dużym stopniu wymieszali się także ludzie. Dzieci z mieszanych małżeństw nie bardzo wiedziały, czy są Serbami, Chorwatami lub Bośniakami, najłatwiej więc było im określać się jako Jugosłowianie. I właśnie w okresie, zdawałoby się, samoistnego dookreślania się narodowego Tito popełnił fatalny błąd, odgórnie zarządzając powstanie jugosłowiańskiej nacji. To był 1966 rok. Nagle Chorwaci poczuli się zagrożeni i bardzo ostro zaczęli się odcinać – językowo i narodowo – od reszty społeczności tamtego kraju. Tak doszło do pierwszego poważnego kryzysu politycznego w powojennej Jugosławii, a chorwaccy separatyści zostali potraktowani bardzo surowo. Serbowie też przypomnieli sobie o swoim języku serbskim, a nie serbochorwackim, i to doprowadziło do zerwania unii językowej istniejącej od ponad 100 lat, od czasów Vuka Karadžicia i Ljudevita Gaja. Co się stało potem – wiadomo. Za życia Ivo Andricia problem tożsamości narodowej był przynajmniej oficjalnie drugorzędny. Nie wiem, czy dla niego samego istotny. Ale kto dziś odpowie, kim naprawdę był Ivo Andrić? Z pochodzenia Chorwat, katolik, debiutował w Zagrzebiu, tworzył i żył przez znaczną część życia w Belgradzie, urodzony w Bośni, o Bośni – tej muzułmańskiej, tureckiej – pisał. Czy był zatem twórcą serbskim, chorwackim czy bośniackim? Borislav Pekić zażartował kiedyś: „A kto to jest ten Andrić? Średniej rangi pisarz turecki”.
Podobno pracuje pan obecnie nad kolejną antologią, tym razem XX-wiecznej poezji chorwackiej. Czy będzie to dzieło tych samych rozmiarów?
Nie mówię „nie”, jak praca mnie wciągnie, to wszystko może się zdarzyć. Choć uważam swoją przygodę z poezją serbską za wyjątkową, bo to poezja fascynująca. Obecne zainteresowanie nią w świecie, ukazywanie się wyborów tej poezji w wielu krajach wskazuje, że nie jestem w swej ocenie odosobniony.
Przyczyny tego zainteresowania mogą być jednak zgoła nieliterackie.Oczywiście, zaciekawienie Serbią, jak i innymi państwami powstałymi po rozpadzie Jugosławii, jest w jakiejś mierze wynikiem wojen bałkańskich. Ale poezja serbska jest wyśmienita, a nam powinna być bliska, bo los Serbów w XX wieku nie oszczędzał, tak jak i nas.