Sny różowe i dale sine

Z Grzegorzem Łatuszyńskim rozmawia Krzysztof Masłoń

Aktualizacja: 04.01.2008 19:45 Publikacja: 04.01.2008 00:36

Sny różowe i dale sine

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Prawie osiemset wierszy, wszystkie w pańskim tłumaczeniu, składa się na dwutomową antologię poezji serbskiej XX wieku. Rozmach przedsięwzięcia jest imponujący, tym bardziej że choć wcześniej tłumaczył pan serbskich poetów, myślałem, że to proza – serbska i chorwacka – znajduje się w centrum pańskich zainteresowań.

Grzegorz Łatuszyński: Bardzo ważne było dla mnie przetłumaczenie wydanej w Polsce w 1981 roku powieści Miloša Crnjanskiego „Wędrówki”, kluczowego dzieła XX-wiecznej literatury serbskiej.

Crnjanski to, jak wydaje się po lekturze pańskiej antologii, ulubiony pana poeta.

Tak. Jego „Wędrówki” też są szalenie poetyckie i wystarczyłoby je rozpisać na wersy, by wydrukować jako poemat. Crnjanski to poeta wyjątkowy, odcisnął swoje piętno na całym XX stuleciu. Ale w antologii przedstawiłem 155 poetów: od Miloša Crnjanskiego do Any Dumović, która zadebiutowała w 1999 roku. Pierwszy tom nazwałem „W cieniu wojen i totalizmów”, drugi – „Z pokolenia na pokolenie” z podtytułem „Panorama nowej poezji”.

Wielu poetów pokazuje pan w Polsce po raz pierwszy, inni jednak byli już tłumaczeni. Dlaczego nie skorzystał pan z wcześniejszych przekładów?

Wiele z nich robionych było z tzw. rybek. Autorami bywali niekiedy bardzo wybitni twórcy: Broniewski, Ważyk, Pollakówna, Wirpsza. Ale rybka jest rybką; nie znając oryginalnego wiersza, można zrobić tylko jedno – postarać się napisać nowy, możliwie jak najlepszy, wiersz z oryginałem mający niewiele wspólnego. Albo zgoła nic.

Czy nie miał pan trudności z przynależnością narodowościową poszczególnych twórców?

I to ogromne. Przecież częstokroć serbscy poeci drukowali swoje utwory w Zagrzebiu, a chorwaccy w Belgradzie, gdyż ważniejsze były dla nich znaki ducha niż krwi. Języki: serbski, chorwacki i bośniacki, są bardzo bliskie. Różni je trochę składnia, trochę leksyka, no i pisownia: Chorwaci piszą łacinką, Serbowie cyrylicą, ale to też nie było konsekwentne, bo część serbskich poetów uważając, że cyrylica odcina ich od świata, żądała druku swych utworów alfabetem łacińskim. W Bośni w ogóle tym się nie przejmowano i na równi funkcjonowały obie pisownie. W Czarnogórze podobnie. Przez lata istnienia Jugosławii przenikały się nie tylko kultury i literatury, w dużym stopniu wymieszali się także ludzie. Dzieci z mieszanych małżeństw nie bardzo wiedziały, czy są Serbami, Chorwatami lub Bośniakami, najłatwiej więc było im określać się jako Jugosłowianie. I właśnie w okresie, zdawałoby się, samoistnego dookreślania się narodowego Tito popełnił fatalny błąd, odgórnie zarządzając powstanie jugosłowiańskiej nacji. To był 1966 rok. Nagle Chorwaci poczuli się zagrożeni i bardzo ostro zaczęli się odcinać – językowo i narodowo – od reszty społeczności tamtego kraju. Tak doszło do pierwszego poważnego kryzysu politycznego w powojennej Jugosławii, a chorwaccy separatyści zostali potraktowani bardzo surowo. Serbowie też przypomnieli sobie o swoim języku serbskim, a nie serbochorwackim, i to doprowadziło do zerwania unii językowej istniejącej od ponad 100 lat, od czasów Vuka Karadžicia i Ljudevita Gaja. Co się stało potem – wiadomo. Za życia Ivo Andricia problem tożsamości narodowej był przynajmniej oficjalnie drugorzędny. Nie wiem, czy dla niego samego istotny. Ale kto dziś odpowie, kim naprawdę był Ivo Andrić? Z pochodzenia Chorwat, katolik, debiutował w Zagrzebiu, tworzył i żył przez znaczną część życia w Belgradzie, urodzony w Bośni, o Bośni – tej muzułmańskiej, tureckiej – pisał. Czy był zatem twórcą serbskim, chorwackim czy bośniackim? Borislav Pekić zażartował kiedyś: „A kto to jest ten Andrić? Średniej rangi pisarz turecki”.

Podobno pracuje pan obecnie nad kolejną antologią, tym razem XX-wiecznej poezji chorwackiej. Czy będzie to dzieło tych samych rozmiarów?

Nie mówię „nie”, jak praca mnie wciągnie, to wszystko może się zdarzyć. Choć uważam swoją przygodę z poezją serbską za wyjątkową, bo to poezja fascynująca. Obecne zainteresowanie nią w świecie, ukazywanie się wyborów tej poezji w wielu krajach wskazuje, że nie jestem w swej ocenie odosobniony.

Przyczyny tego zainteresowania mogą być jednak zgoła nieliterackie.Oczywiście, zaciekawienie Serbią, jak i innymi państwami powstałymi po rozpadzie Jugosławii, jest w jakiejś mierze wynikiem wojen bałkańskich. Ale poezja serbska jest wyśmienita, a nam powinna być bliska, bo los Serbów w XX wieku nie oszczędzał, tak jak i nas.

W pańskiej antologii znajdujemy poetyckie „Listy”: „do Zbigniewa Herberta”, „do Pana Cogito”, „do Czesława Miłosza”, wielokrotnie przywoływany jest Tadeusz Różewicz...

Trafił nam się bardzo dobry tłumacz Petar Vujicić, który jeszcze w latach 70. wydał bardzo ciekawą antologię polskiej poezji. On skończył mniej więcej na pokoleniu Grochowiaka i „Współczesności”, a jego pracę kontynuuje moja była studentka Biserka Rajčić, bardzo utalentowana i szalenie aktywna w popularyzowaniu wszystkiego, co polskie.

A jak to wygląda z drugiej strony – czy polscy poeci czytają swych serbskich kolegów?

Nie bardzo mieli co czytać. Ale byli znani, np. Miodrag Pavlović, Stevan Raićković czy Vasko Popa.

W trakcie lektury serbskich wierszy zaskoczyło mnie, jak niewiele z nich odnosiło się wprost do wydarzeń politycznych i ostatnich wojen bałkańskich.

Dla mnie było to też zaskoczeniem. Także to, że te krwawe wojny z lat 90. nie przerwały międzynarodowych festiwali poetyckich regularnie od lat odbywających się w Serbii i Bośni. To chyba pochodna tego, jak traktowana jest tam literatura. Dla nich to jedna z najważniejszych spraw społecznych, a przy tym legitymacja narodowa. Oczywiście dyktatorskie rządy Slobodana Miloszevicia w Serbii sprzyjały ożywieniu nacjonalistycznego nurtu w poezji, który jednak nie pozostawił po sobie trwałych wartości artystycznych. Tak że nie uwzględniałem go w swojej książce.

Tym sposobem nie znalazłem w pana antologii wierszy, było nie było, poety Radovana Karadzicia.

W tym poecie, ale przecież i lekarzu, psychiatrze, który – zdawałoby się – powinien być człowiekiem wrażliwym i humanistą, odezwały się instynkty wodzowskie ujawnione w czasie konfliktów narodowościowych w Jugosławii, a szczególnie w Bośni. Odrzucił wtedy pióro, wybierając pistolet. To on wraz z generałem Ratko Mladiciem organizował czystki etniczne i jest za nie odpowiedzialny. Zdaję sobie sprawę, że jego wiersze – skądinąd nadreprezentowane w wydanej w Rosji wielotomowej antologii poezji serbskiej – mogłyby być dla polskiego czytelnika pewną ciekawostką, ale właściwym dla nich miejscem byłby wybór twórczości zbrodniarzy wojennych.

Nie do przeoczenia są natomiast w pańskiej antologii wiersze dotykające problemu Kosowa. Czym jest dla Serbów Kosowe Pole i Kosowo? Tym, czym dla nas Gniezno?

Kosowe Pole jest miejscem serbskiej klęski w wielkiej bitwie z Turkami. A Kosowo to rzeczywiście kolebka serbskiej państwowości, serbskiej kultury i miejsce ważne z powodów religijnych. To tam usytuowanych jest najwięcej średniowiecznych serbskich klasztorów. Z drugiej strony, gdy podczas inwazji tureckiej Kosowo zostało Serbii odebrane, otrzymała ona od cesarstwa austriackiego Vojvodinę, tak zwaną Nową Serbię w granicach austriackich. Miała ona spełniać taką samą rolę jak Krajiny – osady o organizacji wojskowej na rubieżach chorwackich. Austriacy chcieli w ten sposób uczynić z przesiedleńców serbskich strefę buforową. Miloszević tymczasem chciał stworzyć Wielką Serbię, chciał scalić naród serbski żyjący nie tylko w Serbii właściwej, ale także w Kosowie, w Czarnogórze, na ziemiach bośniackiej i chorwackiej. I wdał się w awanturę, jaką my moglibyśmy wywołać, chcąc dziś odebrać Wilno, Lwów i całe Kresy Wschodnie, zachowując równocześnie Wrocław i Szczecin.

Gdy czytam np. wiersz Slobodana Rakiticia z 1986 roku „Kosowe Pole” ze słowami: „Wyjdź na to pole/ i wypowiadaj słowa stare i nowe,/ które nigdzie się jeszcze/ nie spotkały./ Wyjdź na to pole,/ gdyż z dalekiej drogi/ wracasz do swojego domu”, wiem, że Serbowie z utratą Kosowa pogodzić się nie mogą.

Nie są do tego psychicznie przygotowani. A sprawa jest bardzo skomplikowana. Albańczycy to naród biedny, ale solidarny i zorganizowany w patriarchalnej strukturze. Przez lata całe ich rody składały się na to, by jeden z nich mógł wykupić serbskie gospodarstwo w Kosowie. I płacili dobrze. Serb sprzedawał gospodarkę, ale że wstyd mu się było przyznać, że zrobił to dla pieniędzy, opowiadał, jak to nie mógł wytrzymać z Albańczykami. Oczywiście problem jest o wiele bardziej złożony. Niewątpliwie, jeśli Kosowo zostanie Serbom zabrane, w ich sercach pozostanie rana. Niezwykle bolesna.

Gdyby miał pan zarekomendować czytelnikom „Rz” jeden wiersz ze swojej antologii, byłby to zapewne...

Nie zgadł pan, wcale nie byłby to utwór Milosza Crnjanskiego, lecz „Ojczyzna” Dusana Vasiljeva. Ten poeta żył w latach 1900 – 1924. Zachorował na gruźlicę i umarł, nie doczekawszy się książkowej edycji swych wierszy, które ukazały się dziewięć lat po jego śmierci. „Ojczyzna” to taki wiersz, którego odpowiednika nie znajduję w literaturze polskiej. To wiersz o ojczyźnie, która jest twoim życiem, w której realizujesz swoje marzenia, tęsknoty, nadzieje, której krajobrazami sycisz swój wzrok. To cały szerszy kontekst twojego życia. Twojej rodziny, twojego domu, przodków, wszystkiego, co ci bliskie.

urodził się w 1933 r. w Zdzięciole koło Nowogródka. Odbył studia filologiczne na uniwersytetach w Warszawie, Belgradzie i Zagrzebiu. Przełożył na język polski utwory m.in. Andjelka Vuleticia, Milosa Crjanskiego, Borislava Pekicia, Mirka Kovaca, Derviša Sušicia, Mile Stojicia, Slavka Mihalicia, Veselka Koromana. Tłumaczy również z języków: czeskiego i słowackiego, macedońskiego, słoweńskiego i rosyjskiego. Jest autorem powieści „Układ słoneczny” (1979), tomu opowiadań „Fascynacja” (1984), książki o rozpadzie Jugosławii „Bałkańskie przekleństwo” (1997), esejów o literaturze serbskiej i chorwackiej „W świecie wyklętych” (1997).

Rz: Prawie osiemset wierszy, wszystkie w pańskim tłumaczeniu, składa się na dwutomową antologię poezji serbskiej XX wieku. Rozmach przedsięwzięcia jest imponujący, tym bardziej że choć wcześniej tłumaczył pan serbskich poetów, myślałem, że to proza – serbska i chorwacka – znajduje się w centrum pańskich zainteresowań.

Grzegorz Łatuszyński: Bardzo ważne było dla mnie przetłumaczenie wydanej w Polsce w 1981 roku powieści Miloša Crnjanskiego „Wędrówki”, kluczowego dzieła XX-wiecznej literatury serbskiej.

Pozostało 95% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski