Pisał: „Więc jeśli będzie podróż niech będzie to podróż długa/ prawdziwa podróż, z której się nie wraca/ powtórka świata elementarna podróż/ rozmowa z żywiołami pytanie bez odpowiedzi/pakt wymuszony po walce/ wielkie pojednanie”. Te słowa, zacytowane przez Marię Dorotę Pieńkowską – pomysłodawczynię wystawy w warszawskim Muzeum Literatury, mogą posłużyć za motto najciekawszych przedsięwzięć roku Zbigniewa Herberta. Wszystkie one pokazują poetę nie jako postać pomnikową, ale człowieka żywego, artystę o niebywałej wrażliwości, pracowitości i niegasnącej pasji.
W podróż przez biografię poety zabiera nas wystawa „Zbigniew Herbert 1924 – 1998. Portrety i autoportrety z archiwum pisarza” przygotowana w Bibliotece Narodowej według scenariusza Henryka Citko. Do 14 lutego 2009 r. można tam zobaczyć autentyczne manuskrypty i rysunki. Mało tego: dzięki stanowiskom multimedialnym zwiedzający „przerzucają” na ekranach dotykowych strony notesów z wierszami z tomu „Struna światła” czy szkicami greckimi. Organizatorom udało się zdobyć nagranie Herberta czytającego fragmenty „Labiryntu nad morzem” czy nieznany filmowy zapis spotkania autorskiego w Paryżu, podczas którego poeta interpretował „Elegię na odejście pióra atramentu lampy”. Henryk Citko opatrzył wystawę cytatami z twórczości Herberta. Znajdziemy wśród nich i taką myśl: „Człowiek jest nie tylko tym, czym jest, ale tym, czym chciałby być. Otóż ja na pewno w tym, co robię, tak mi się wydaje, pokazuję to, czym ja chciałbym być i czym niestety nie jestem”.
Z kolei czynna do końca grudnia w warszawskim Muzeum Literatury ekspozycja „Podróże Pana Cogito” ma charakter eseju łączącego literaturę z autentycznymi dziełami sztuki, które podziwiał Herbert. Kameralne wnętrza muzeum zostały znakomicie wykorzystane. Olbrzymie plansze z reprodukcjami podróżnych szkiców Herberta zestawiono z amforą z Italii z pierwszego wieku przed Chrystusem i rzymską hermą Apollona. Obok wielkoformatowy fotos poety odpoczywającego w drodze i jego pamiętne słowa: „dziękuję Ci Panie że stworzyłeś świat piękny i różny/ a jeśli jest to Twoje uwodzenie jestem uwiedziony na/ zawsze i bez wybaczenia”. W innej z sal światło wydobywa z mroku skamienielinę z paleogenu – czaszkę żółwia i rękopis „Kamyka”.
Z tym wierszem zmierzył się na płycie „Tren” Przemysław Gintrowski, który Herberta śpiewa od połowy lat 70. Słowa poety – dla wielu pozostające drogowskazem i dające siłę – interpretuje głosem mocnym, ochrypłym. Pełen szacunku dla Herberta pozwala sobie na przesunięcia akcentów. Jak zauważa Rafał Żebrowski, siostrzeniec poety, Gintrowski nadaje utworom rys dramatyzmu i odcień patosu. Sięgnął m.in. po „Nike która się waha” i „Brewiarz”. Ten ostatni wiersz, zaczynający się od słów „Panie,/ wiem że dni moje są policzone/ zostało ich niewiele/ Tyle żebym zdążył jeszcze zebrać piasek/ którym przykryją mi twarz”, należy do najpiękniejszych z tomu „Epilog burzy”.
Do tajemnicy jego powstania czytelnik może przybliżyć się dzięki Ryszardowi Krynickiemu. Opracował on edytorsko właśnie wydane „Wiersze zebrane” Herberta. Pokazuje, jak żmudna była praca poety nad słowem, jak długa i wyczerpująca jego droga do doskonałości. Krynicki wiele czasu spędził w archiwum, porównując rękopisy z pierwodrukami prasowymi i książkowymi. Otrzymujemy dzięki niemu starannie wydany tom zawierający także utwory pominięte w późniejszych wydaniach. Jako suplement do tej edycji ukażą się jeszcze „Wiersze rozproszone”.