[b]Żuławy jawią się w pańskiej prozie niczym eden.[/b]
To moja mała ojczyzna, tu się urodziłem. Rodzice przyjechali w te strony z Kieleckiego kilka lat po wojnie wraz z trójką starszego rodzeństwa. Dla mnie ten płaski jak stół i nierzadko mglisty krajobraz jest bardzo swojski, a często wiejące wiatry wcale mi nie przeszkadzają. Ba, przez lata nawet ich nie zauważałem, traktując jako coś zwyczajnego, jak trzciny porastające rowy i biało-czarne krowy na łąkach. Dla mnie to kraj lat dziecinnych… A z Mickiewicza wiemy, jaki on jest: „Święty i czysty jak pierwsze kochanie”. Przykro mi, że potencjalnie bardzo żyzne Żuławy tak słabo stoją gospodarczo. Upadły pegeery. Niektóre z nich zamieniły się w prywatne latyfundia. Zaniedbano meliorację – dla tych terenów sprawę życia i śmierci. Przyroda gdzieniegdzie zdziczała. Płynąc po licznych rzekach, kanałach i rowach ma się wrażenie, że to jakaś Luizjana.
[b]Przeźrocza z bajkami, lody, butelki, adapter Bambino i pocztówki dźwiękowe, stonka i inne cymelia PRL chyba silnie w panu tkwią?[/b]
Dla mnie są one raczej artefaktami. Od nich zaczęło się moje pisanie. Długo namawiał mnie do tego Paweł Huelle. Raz mi nawet publicznie przygadał, że się lenię i już nie ma sił, żeby mnie przekonywać. Pomyślałem sobie wtedy: nu pagadi!. Postanowiłem napisać kilka historii albo może impresji, gdzie przedmioty z dzieciństwa będą nosicielami mojej pamięci.
[b]Doskonale zapisały się w pańskiej pamięci reminiscencje kolonijne...[/b]