Związek Elizabeth Taylor i Richarda Burtona stał się niemal legendą XX-wieku. Hollywoodzka para wielokrotnie schodziła się i rozstawała, dwa razy stając na ślubnym kobiercu. On — syn walijskiego górnika, ona — panienka z zamożnego amerykańskiego domu, od dziecka posyłana na lekcje tańca i robiąca karierę w filmach. Gdy się poznali Taylor miała już za sobą trzy małżeństwa i kilka głośnych romansów, Burton zaś — żonę i dwie małe córeczki, które bardzo kochał. Ona była gwiazdą, on dopiero zaczynał być sławny. Rozkwitł jako aktor przy niej. Autorzy książki przytaczają treść telegramu, jaki Laurence Olivier, guru Burtona, wysłał do niego na początku głośnego romansu: „Zdecyduj się: chcesz być wielkim aktorem czy obiektem plotek gospodyń domowych?" Odpowiedział: „Jednym i drugim".
Zakochali się w sobie na planie „Kleopatry", pobrali rok później — w 1964 roku. Wystąpili razem w 11 filmach, dla obojga ten czas był najlepszym okresem zawodowym. W „Kto się boi Virginii Woolf" Mike'a Nicholsa zagrali skłócone, rozpadające się, maltretujące się nawzajem małżeństwo. Za rolę żony Taylor dostała Oscara.
Byli piękni, sławni, bogaci. Pozwalali sobie na rozmaite ekstrawagancje. Mieszkali głównie w luksusowych hotelach, do Rzymu sprowadzano im chili z Los Angeles, do Paryża — kiełbaski z Londynu. Nieustannie żyli na oczach widzów i paparazzich. Bywało, że czuli się jak zwierzyna łowna. Pili, czasem do upadłego. Burton miał ogromne kłopoty z alkoholem, ale Taylor dotrzymywała mu kroku. W wolne dni potrafili pić od rana. Taylor wręcz twierdziła, że choć sama namawiała męża do detoksykacji i odwyku, trzeźwy był nie do wytrzymania.
Najbardziej ze wszystkiego brakowało im normalności. Uciekali do Rzymu, do Meksyku, ale nigdzie nie byli sami. A potrzebowali tego jak mało która para. Uwielbiali się, byli sobą zafascynowani. Pisali do siebie pełne namiętności listy. Właśnie te listy i fragmenty autobiografii, do której Kashnerowi i Schoenberger pozwoliła zajrzeć Elizabeth Taylor, dają wgląd w prywatność ten najbardziej medialnej pary XX wieku.
Przeżyli razem tylko 12 lat, ale były one tak intensywne, że zdaniem Taylor, to Burton był miłością jej życia. On chyba też tak myślał, mimo że w 1976 roku rozstali się ostatecznie i ich życie potoczyło się innymi torami. Gdy Elizabeth w 1984 roku, po mszy żałobnej po śmierci Burtona wróciła do domu, czekał tam na nią jego ostatni list. Pochodził z 2 sierpnia 1984 roku, z okresu tuż przed śmiercią. Pisał, że za nią tęskni i chciałby wrócić do domu. A jego dom jest tam, gdzie ona.