„Maturzyści mi mówili, że to mógł wymyślić Hašek/żeby słowem czołgi wabić albo słowem czołgi straszyć" – podsumował Jan Krzysztof Kelus etos KOR. Ale do opisania ruchu Wolność i Pokój trzeba by chyba innego, bardziej współczesnego i bardziej okrutnego poczucia humoru. Pomysł, by w środku „nocy jaruzelskiej", w roku 1985, podnieść rękę na najpotężniejsze na świecie siły zbrojne, połączone wiernopoddańczymi sojuszami pod przywództwem ZSRR, nie mógł się wydać poważny. Przymusem służby wojskowej i składania upokarzającej przysięgi nie zajęła się, ze zrozumiałych skądinąd strategicznych względów, ani „Solidarność" lat karnawału 1980–1981, ani ta podziemna. Postanowiło mu się sprzeciwić grono, początkowo kilkunastu, dwudziestokilkulatków: oburzonych na aresztowanie przyjaciela, znużonych sztampowością i ograniczonością form oporu: msza patriotyczna, kolportaż, opornik...

Sięgnęli po KOR-owską formułę jawnego działania, po czytelne hasła pacyfistyczne czy ekologiczne, po podpatrzone na Zachodzie akcje, w których odwaga osobista szła o lepsze z musującą, radosną anarchią, z grą na nosie systemowi rodem trochę z „Hair", a trochę z „Monty Pythona". Indeks nazwisk uczestników i sympatyków ruchu, w którym figurują obok siebie choćby Jan Rokita, o. Jacek Salij i Krzysztof Skiba, zabawniejszy niż większość krotochwil ostatniego z tej trójki, skłania do refleksji, jak duży był potencjał antykomunizmu jako spoiwa, które potrafiło bodaj na chwilę połączyć konserwatystów, ludzi głębokiej wiary i anarchistów.

Wydana właśnie przez IPN monografia „Między wolnością a pokojem" Anny Smółki-Gnauck to kolejna w ostatnich miesiącach praca wiernie odtwarzająca dzieje opozycji stanu wojennego wraz z całym jej urzekającym instrumentarium. Jej wartość nie sprowadza się jednak do solidnego udokumentowania przeszłości.

Na jednym z unikalnych zdjęć zamieszczonych w książce widać grupę uczestników pierwszej, „założycielskiej" głodówki WiP: kilkanaście znużonych osób stojących w chmurny marcowy dzień przy wejściu do prowincjonalnego kościoła, samotnych i nietriumfalnych. Rok później WiP traktowany był w wewnętrznych analizach MSW jako jedno z najbardziej niebezpiecznych ugrupowań opozycyjnych; trzy lata później doprowadził do zmiany ustawy o służbie wojskowej i roty przysięgi.

To prawda, która stale powinna jednych niepokoić, innym dawać nadzieję: ludziom, których popycha do działania gest solidarności, sprzeciw wobec opresji, pragnienie prawdy, zdumiewająco często udaje się zwyciężyć.