„Łańcuch historii" jest dokonanym jeszcze przez autora, wyborem prac profesora UW Pawła Piotra Wieczorkiewicza (1948-2009). Tom otwiera wygłoszony w roku 1976, opracowany wspólnie ze Stanisławem Bębenkiem, studencki referat „Kształtowanie się aparatu bezpieczeństwa publicznego w świetle pamiętników (1944-1947)". Autor posłowia, Sławomir Cenckiewicz, dotarł w IPN do zapisu ówczesnego szefa SB w Bydgoszczy: „Treść referatu jest tendencyjna: pomija dorobek, a nawet ubliża funkcjonariuszom i aparatowi SB i MO tego okresu".
Spośród następujących dalej 20 szkiców i 4 wywiadów, szczególnie ciekawy i literacko doskonały jest trzydziestopięciostronicowy esej: „Jak Rastignac Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej został Balzakiem Polskiej Republiki Ludowej. Przypadek Mieczysława Franciszka Rakowskiego".
Mimo szyderczej tonacji tytułu rzecz jest niesłychanie wyważona. Daleko wykracza też poza to, co można wyczytać z owych balzakowskich 10 tomów „Dzienników Politycznych". Okazuje się, że ojciec MFR był zamożnym chłopem wielkopolskim, podoficerem i znanym lokalnym działaczem społecznym, który z tej racji został przez Niemców rozstrzelany już w roku 1939, a syn wysiedlony wraz z matką z rodzinnego gospodarstwa, musiał po skończeniu czterech klas szkoły powszechnej, pracować – kilkunastoletni – jako tokarz w firmie pod niemieckim zarządem. Wkroczenie armii sowieckiej było dla niego prawdziwym wyzwoleniem. Zgłosił się do wojska, ukończył szkołę oficerów politycznych, został człowiekiem PPR. W roku 1949, „posiadający słuszne klasowe podejście" porucznik R. awansował do Wydziału Prasy i Propagandy KC. Skierowano go wkrótce na studia w Instytucie Nauk Społecznych przy Komitecie Centralnym. Korzystając z wojennej znajomości niemieckiego przygotował dysertację doktorską o „SPD w okresie powojennym".
Kolejnym jego przydziałem stał się tygodnik „Polityka" stworzony w styczniu 1957 roku, by dać odpór pismom radykalnych nadziei października: „Po prostu" i „Nowej Kulturze" Wiktora Woroszylskiego, choć zapraszając do współpracy obiecywano, że będzie również stanowić zaporę wobec twardogłowych przeciwników Gomułki. Gdy Gnom uznał, że rewizjonizm to gruźlica, a dogmatyzm jest nie więcej niż lekkim przeziębieniem, zlikwidowano „Po prostu", a Wiktora Woroszylskiego, wybranego przez zespół, wyrzucono z redakcji, twórca „Polityki" Stefan Żółkiewski stracił upodobanie do partyjnych rozgrywek i ustąpił z redakcji, by zająć się socjologią literatury i zawiłymi teoriami semiotyki. Zostając naczelnym, dr MFR przez ponad dwa dziesięciolecia sprawnie lawirował między minimum lojalności wobec aktualnego I sekretarza a okazywaniem szczególnych względów trafnie na ogół typowanemu następcy. W opisie rzeczywistości „Polityka" cieszyła się nieporównanie większą swobodą niż inne pisma; jej tonacja moralna budziła jednak pewną nieufność. Zwykle w jakiś czas po szczególnie przejmującym reportażu o nadużyciach w pewnym województwie, okazywało się, że chodziło o atak na wojewódzkiego sekretarza z frakcji, która ma przegrać.
Profesor wie o czym pisze, nie tylko ze swoich lektur. Mecenas Edward Wende bronił w czasie stanu wojennego młodego człowieka przyłapanego na wydaniu reprintu kilku rozdziałów jednej z najważniejszych polskich książek XX wieku, siedmiotomowego „Od białego do czerwonego caratu" Jana Kucharzewskiego. Seryjny zarzut brzmiał: „Rozpowszechnianie fałszywych wiadomości". Ktoś poradził Wendemu, by zwrócił się o ekspertyzę do ówczesnego docenta Wieczorkiewicza. Docent przygotował ekspertyzę, niesłychanie korzystną dla oskarżonego, odmówił przyjęcia honorarium. „Panu też pewnie nie płacą. Może pan mecenas dodać, że jestem II sekretarzem PZPR w Instytucie Historii na UW". W pierwszych latach wolnej Polski komplet Kucharzewskiego – dziś nieosiągalny w księgarniach – ukazał się z przypisami Wieczorkiewicza i Andrzeja Szwarca.