Jerzy Pilch: Trzeci nałóg pisarza

Nowa książka Jerzego Pilcha osnuta wokół jego wielkiej miłości to lektura raczej dla fanów tego autora.

Aktualizacja: 30.01.2017 18:45 Publikacja: 29.01.2017 17:14

Jerzy Pilch to autor m.in. „Spisu cudzołożnic” i „Pod Mocnym Aniołem” (nagroda Nike, 2001).

Jerzy Pilch to autor m.in. „Spisu cudzołożnic” i „Pod Mocnym Aniołem” (nagroda Nike, 2001).

Foto: wyd. lit., Jacek Poremba

Wiele wiemy o nałogach pisarza, bo nigdy ich nie ukrywał, czasem tylko literacko przykrywał woalem. Katarzynie Kubisiowskiej, autorce wydanej niedawno swojej pierwszej biografii „Pilch w sensie ścisłym", dał przyzwolenie na publikację okładkowego portretu z prowokującym cytatem: „Ty masz do opisania całe moje życie. Zostawiam ci baby i chlanie, w ogóle rób, jak tam chcesz, wtrącać się nie będę. Jeszcze mnie będziesz miała dość, zobaczysz".

Jerzy Pilch wspomina „baby i chlanie", a w tajemnicy chowa trzeci nałóg: uzależnienie od pisania i literatury. A przecież każdy koniec i początek roku na listach książkowych bestsellerów musi należeć właśnie do niego. Zgodnie z tą zasadą pod koniec 2016 roku pojawił się w księgarniach, poza wspomnianą biografią, opasły tom „Indyk beltsville. Opowiadania zebrane", zaś rok 2017 zaczął właśnie od premiery „Portretu młodej wenecjanki".

Obserwując tempo pracy pisarza, można palnąć gafę, mówiąc, że produkuje jak maszyna. A może i dotknąć rzeczy sedna, bo umieszczona w mózgu dioda ogranicza parkinsonizm, ale i stymuluje do pisania. Jednak kiedy piszę, nomen omen, o pisaniu Pilcha, mam spore wątpliwości, bo są na to dowody i w nowej książce, że on dyktuje, co jest skądinąd pięknym nawiązaniem do tradycji Fiodora Dostojewskiego.

Gdy sięgnąłem po „Portret młodej wenecjanki" pierwszy raz, otworzyłem go na zdaniu: „Objęliśmy się ciasno i spaliśmy wtopieni w siebie. Dobrze ta pierwsza noc wróżyła". Tak dobrze jednak nie będzie. Bohater odkrywa to na samym początku: „Jeśli jestem w czymkolwiek biegły, to głównie w sztuce rozpadu. Miłość rzecz jasna mam na myśli i wszelkie jej klęski. Z miłością, a zwłaszcza z trwałością miłości nie bardzo sobie, mówiąc oględnie, radzę". Pilch już w pierwszym zdaniu pisze o miłości tragicznej. Nie wybuchła ona gwałtownie, bo długo trwały podchody i gry wstępne rozpisane również na SMS.

Ta książka to bigos hultajski. Składa się na nią wiele gatunków, które łączą autobiografizm z literacką kreacją i zacierają granice między gatunkami. Mamy formy narracyjne, w tym pieprzne monologi, a także sekwencje dziennika.

Jest też fragment, który robi wrażenie napisanego przez słoweńską ukochaną bohatera, noszącą słodkie imię Pralina, chyba że jest to rzecz stylizowana na to, co mogłaby napisać. Są też inne zagadki literackie oraz quiz o tym, jak odpowiedzieć na wyznanie „Kocham się". Mamy fantazję o tym, jak mogło wyglądać spotkanie Rafaela Santi i Marcina Lutra w Watykanie w 1510 r., gdyby do niego doszło.

W sprawach porywów miłości Pilch ceni sobie konkret. Dostajemy „Traktat o różnicy wieku", w którym bohaterowi trudno ukryć dumę, że wszystkie partnerki musiały być o trzydzieści lat młodsze. Podaje też adres krakowskiego Hotelu Francuskiego, gdzie kochanki meldował na to samo nazwisko, by nie mieszać w głowie staremu recepcjoniście.

Pewnym zaskoczeniem dla wiernych czytelników Pilcha będzie opóźniane przez niego z sadystyczną wręcz perwersją pojawienia się znanego motywu rodzinnej Wisły. A jeśli ktoś oczekuje fragmentów o „chlaniu", doradzałbym wstrzemięźliwość i proponował lekturę książki „Pilch w sensie ścisłym". Tam bowiem w rozdziale „Atina/Ata" można znaleźć więcej didaskaliów na temat miłości z piękną Słowenką i jak się w związku z tym „chlaniem" zakończyła. Pilch karci swą męską pychę, przyznając, że Pralina nie przyszła na targi książki po jego autograf, tylko Mrożka.

W „Portrecie" wraca do Lwa Tołstoja i jego „Sonaty Kreutzerowskiej" również dlatego, że to znakomita uwertura do pisania rozdziału „Zazdrość". Powraca motyw Jana Pawła II, tym razem jako człowieka zmagającego się z tą samą chorobą co pisarz. Padają słowa, za które ojciec Rydzyk postawi mu kontrreformacyjny stos: dlaczego papież nie zdecydował się na użycie najnowszych osiągnięć medycyny, tylko wybrał „starość upiorną, upokarzającą, pełną bełkotu i cieknącej z ust śliny".

A skąd wziął się tytuł książki? Pilch, snując wielowątkową, erudycyjną opowieść, rozkłada akcenty związane z obrazem autorstwa Albrechta Dürera aż po sam finał. Prowadząc nas po zakręconej narracji, przyznaje, że będąc w Wiedniu, nigdy nie widział oryginału „Portretu młodej wenecjanki". Mamy do wyboru wersję cyniczną bohatera: bo wybrał upojną noc z tłumaczką. I romantyczną: bo cierpliwie czekał na Pralinę, która od oryginału Dürera jest piękniejsza i przyniosła miłość, zakończoną dürerowską melancholią.

Finał należy do stałego fragmentu literackiej gry Pilcha – do piłki nożnej i kwestii związanej z upływem czasu, którą spointował w rozmowie o dacie premiery swojej pierwszej biografii: „Aha, czyli liczą na to, że przed wydaniem zdążę umrzeć".

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: j.cieslak@rp.pl

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski