Jak zareagowała pani na wybuch wojny w Ukrainie?
Pierwsze dni przepłakałam, bo mam
tam rodzinę. Babcia i ojciec pochodzą z Ukrainy, mieszkają nieopodal Kijowa.
Nie mieliśmy z nimi kontaktu przez kilka dni. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje.
Dziś mówią, że nie jest tak źle, choć na pewno nie jest normalnie.
Czy sportowcy z Rosji i Białorusi powinni wrócić do międzynarodowych
startów?
Słyszałam tamtejszych zawodników,
którzy wspierają wojnę. Nie chciałabym stawać z nimi na jednej bieżni, mieszkać
w jednym hotelu, nawet widzieć. Słyszę od nich słowa, których nie
powiedziałabym nawet komuś kogo nienawidzę. Nie brakuje w Białorusi sportowców
popierających inwazję oraz Aleksandra Łukaszenkę.
Ten wynik to dla Cimanouskiej (pierwsza z lewej) najlepszy wynik w karierze
Tomasz Kasjaniuk
Ci, którzy go nie popierają, mają ciężko? Słyszymy czasem, jak
działacze rzucają im kłody pod nogi…
Też to przeżyłam przed igrzyskami
olimpijskimi w Tokio. Miałam trenera z Austrii, ale nie mogłam do niego
pojechać, więc pomagał mi mąż. Działacze mu jednak zabronili. Kazali mi
trenować samej. A jak to robić, kiedy za chwilę są igrzyska? Mam wrażenie, że
przez cały rok robili wszystko, żebym podczas treningów czuła się dziwnie.
Dlaczego?
Chodziłam w 2020 roku na protesty
przeciwko Łukaszence, choć nie chciałam się z tym afiszować. Przyjechał wówczas
do nas na obóz minister sportu i też mu coś powiedziałam, a on wpisał mnie na
„czarną listę”. Grozili, że nawet nie pojadę na igrzyska, więc sama byłam
zdziwiona, że się udało.
Czy dziś odzywają się do pani sportowcy z Białorusi?
Wszystkich zablokowałam. Byli
tacy, którzy najpierw mówili o mnie złe rzeczy, a później prosili o pomoc. Nie
chcę mieć z nimi kontaktu.
Wierzy pani, że Białoruś kiedyś będzie normalnym krajem?
Wierzę, choć patrząc na
dzisiejszych Białorusinów i rozmawiając z ludźmi słyszę, że dzieje się coś
dziwnego. Wielu powtarza: „Jest u nas dobrze, nie ma wojny, Łukaszenko jest
najlepszy”. To musi się jednak zmienić, nie może być tak zawsze. Młodzi
wyjeżdżają, widzą inny świat. Wielu z nich jednak nie wraca, tylko w ostatnich
dwóch latach nasz kraj opuściło 200 tys. osób. Ci, którzy zostali, to trudny
temat. To, co czytają, o czym piszą. Babcia kiedyś zadzwoniła i pytała, czy
przysłać mi jedzenie, bo w telewizji powiedzieli, że w Polsce nie mamy co jeść.
Poszłam do sklepu i zrobiłam zdjęcia, żeby ją uspokoić.
Zagraniczni dziennikarze dziwią się, kiedy pani im o tym opowiada?
Czasami są w szoku. Mamy 2023
rok, takie rzeczy nie są normalne.
Ma pani Białoruś ciągle w sercu?
Łukaszenki i tego, co się tam
dzieje, nie popieram, ale kraj ciągle w sercu mam. Urodziłam się przecież na
Białorusi, ale chyba za chwilę nawet nie będę miała obywatelstwa, bo mi je
odbiorą.
pytał i notował w Budapeszcie Kamil Kołsut