Korespondencja z Budapesztu
Biegła w sprinterskim finale na dziewiątym torze – tym najbliżej trybun, jakby trochę w cieniu. To miał być przecież wieczór Jamajki, skoro rok temu tamtejsze sprinterki skolonizowały podium. Karty rozdała jednak Amerykanka, była poza zasięgiem. Rywalki, żeby ją pokonać, musiałyby poprawić rekordy życiowe.
Początkowo Richardson jakby nie dowierzała, choć przecież rodacy mistrzynię globu widzieli w niej od lat. Najpierw musiała jednak pogodzić się ze światem.
Czytaj więcej
Ewa Swoboda była już cała we łzach, kiedy dopadła do niej delegatka Sylvia Barlag. Polka miała dziewiąty czas, ale sędzia główny dopuścił ją do finału. Była szósta. Przeżyła prawdopodobnie najbardziej emocjonującą godzinę życia.
Dwa lata temu nie poleciała na igrzyska, bo w okresie startowym popalała marihuanę. Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) ją zawiesiła, a o złagodzenie przepisów apelował nawet Joe Biden. Sama Richardson tłumaczyła „Today”, że chciała ukoić nerwy wywołane presją oraz śmiercią mamy.