Szok. To reakcja na norweski „U-July 22”. Film Erika Poppego trwa półtorej godziny. Najpierw jest krótkie wprowadzenie. Jeszcze przed czołówką obrazy wybuchu przy budynkach rządowych w Oslo. Potem letni obóz Partii Pracy na norweskiej Utoi, dokąd przyjechało 500 młodych ludzi. Setki namiotów, rozbawiona młodzież. Od odgłosu pierwszego wystrzału wszystko toczy się w naturalnym czasie. To 72 minuty, w których Anders Breivik zabił 77 osób, a dalszych 100 poważnie zranił.
?Zapis nienawiści
Poppe z kamerą towarzyszył jednej 17-letniej dziewczynie. Przerażonej, uciekającej przed mordercą, szukającej swojej młodszej siostry. Kaja jest postacią fikcyjną, ale jej los stanowi zbitkę relacji tych, którzy te tragiczne 72 minuty przeżyli.
Norweski reżyser nie zrobił filmu o terroryście. Sam Breivik pojawia się na ekranie raz, widać go z bardzo daleka. Słychać tylko strzały. I krzyk ofiar.
„U-July 22” pokazuje za to strach, bezsilność, panikę, śmierć. To obraz sytuacji przekraczającej wyobrażenie: wielu uczestników obozu myśli, że trwają jakieś ćwiczenia, dopóki na własne oczy nie zobaczyli zabitych, a pomoc policji początkowo niedowierzającej dzwoniącym dzieciakom przybyła zbyt późno.
To film o najprostszych odruchach, kiedy ktoś zatrzymuje się, by być przy umierającej dziewczynie i a inny mówi do chowającej się w tę samą skalną szczelinę koleżanki: „Nie wchodź tu, bo nas zobaczy”. Ale przede wszystkim jest to film o ludziach, którzy nagle muszą zmierzyć się z nienawiścią. I o tych, którzy muszą dalej żyć, mając w pamięci potworne obrazy.