Dziś w Bielsku-Białej rusza piąta Jazzowa Jesień prezentująca muzyków prestiżowej wytwórni ECM. O bilety trzeba walczyć z wyprzedzeniem. Tylko Charlesa Lloyda posłucha w kościele 2,5 tys. osób. Pozostałe koncerty odbywają się w sali Bielskiego Centrum Kultury, w niej mieści się ledwie 500 słuchaczy.
W latach 80. występy orkiestry symfonicznej z Katowic, której zespół razem z chórem liczył 150 osób, przyciągały tam 20 słuchaczy. Teraz na dwa festiwale jazzowe – Bielską Zadymkę i Jazzową Jesień, Festiwal Kompozytorów Polskich i Festiwal Muzyki Sakralnej zawsze brakuje biletów. Jest już projekt nowego, większego budynku koncertowego. Tymczasem organizatorzy korzystają z uprzejmości kurii.
– Nasz biskup pracował kiedyś w Rzymie i koncerty w kościołach go nie dziwią – mówi „Rz” Władysław Szczotka, dyrektor BCK. – Zgodził się pomóc, gdy w 1994 r. zaprosiliśmy Wyntona Marsalisa.
Trębacz był wtedy wielką gwiazdą, właśnie odebrał trzy statuetki Grammy. Po nim przyjechała orkiestra Glenna Millera, Jan Garbarek, Joe Zawinul, Paco de Lucia, John Scofield. Ten ostatni wystąpi ponownie dziś wieczorem.
– Tym razem przyjeżdżam z sekcją dętą – mówi „Rz”. – Pamiętam, że poprzednio zgotowano nam w Bielsku bardzo sympatyczne przyjęcie. Nie znam osobiście Tomasza Stańki, ale znam jego płyty. To wspaniały trębacz. Stańko jest dyrektorem Jazzowej Jesieni, a jego nazwisko – gwarancją jakości. Pytany, dlaczego wybrał Bielsko, odpowiada: – Tam jest wyrafinowana publiczność. Byle czego prezentować jej nie można.Pierwszą gwiazdą, która odwiedziła liczące dziś niespełna 180 tys. mieszkańców Bielsko, był w 1991 r. pianista Światosław Richter. Brał wtedy wysokie honoraria liczone w dolarach. Miasto taką kwotą nie dysponowało. Zapytany, czy nie zechciałby obniżyć stawki, odmówił. Wystąpił za darmo.