Reżyser i fotografka serwują potrawy bożonarodzeniowe, modelka podsuwa swoje ulubione dania, przy kuchni stają ludzie sceny i ekranu, serialowe gwiazdy. Dołączył do nich Piotr Galiński, tancerz i choreograf, jak przedstawia się na okładce książki „Taniec z garami”. No i juror programu „Taniec z gwiazdami”. Nie znam tego telewizyjnego hitu, nie widziałem Piotra Galińskiego na parkiecie, ale kłaniam mu się nisko za bezpretensjonalną, sympatyczną i kulinarnie ciekawą książkę.
Autor przyjął dla tej kuchennej opowieści formę gawędy ujawniającej, a czasem nawet podkreślającej braki jej bohatera: tu czegoś nie doważył, tam czegoś nie dogotował, czegoś nie dopatrzył. Ale uczył się szybko i chętnie, zwłaszcza gdy przeniósł gotowanie na wieś. Galiński się nie chwali, raczej wskazuje, w czym jest dobry, podkreślając, że wszystko wymaga czasu i pracy. Podoba mi się, że nie starał się zarzucić czytelnika przepisami – jego tom ma trzy zręby: rosół, rolnictwo, Mazury. I to wystarczy. Wypróbowanie podanych receptur na rosół, zupę tak pożywną, że uważaną niemal za lekarstwo, obecną bodaj we wszystkich kuchniach świata (łącznie z antycznymi), wymagać będzie nieco poświęcenia. Znacznie więcej uwagi trzeba poświęcić przepisom z części „rolniczej”: jest tu kilkanaście dań rybnych, są świetne zapiekanki, potrawy z niezbyt lubianych podrobów.
Galiński instruuje z przekonaniem i fachowo, podaje temperaturę i czas gotowania czy pieczenia, sposób doboru i oczyszczenia składników. To książka dla początkujących, którzy chcą zabłysnąć.
Piotr Galiński
Taniec z garami