„Legendę Bałtyku" skomponował Feliks Nowowiejski, a po premierze w 1924 roku trafiła ona szybko na inne polskie sceny. Dobrze bowiem wpisywała się w ówczesne patriotyczne nastroje, sięgała do legend o prasłowiańskiej obecności nad Bałtykiem.
Publiczność polubiła tę operę, natomiast wielu krytyków wybrzydzało – także dlatego, że nie mogli darować Nowowiejskiemu międzynarodowego uznania i lat spędzonych w Berlinie. Istotnie życiorys kompozytor miał powikłany. Urodził się w czasach zaborów na Warmii, w czasie I wojny odbywał służbę w pruskiej armii, ale był też autorem słynnej antyniemieckiej „Roty", a przede wszystkim oratorium „Quo vadis" opartego na powieści Sienkiewicza. Doczekało się ponad 200 prezentacji w 150 miastach Europy i Ameryki.
W PRL „Legendę Bałtyku" wystawiono tylko raz, dokonując w niej przeróbek. Powoływano się przy tym na informacje, że to rzekomo sam Nowowiejski dokonał ich w czasie okupacji hitlerowskiej spędzonej w Krakowie. Zmarł w 1946 roku.
Dopiero w 2017 roku Teatr Wielki w Poznaniu postanowił przypomnieć w oryginalnej wersji opowieść o rybaku Domanie, który rusza na dno Bałtyku po koronę Juraty, władczyni miasta Wineta, zatopionego przez boga Peruna. Jeśli Doman wyłowi skarb, zdobędzie rękę Bogny, w przeciwnym razie jej ojciec wyda ją za innego.
„Legenda Bałtyku" traktowana jest jak opera, ale drugi akt pokazujący podmorską wyprawę Domana obywa się bez słów, jest widowiskiem baletowym. Dlatego inscenizację powierzono utalentowanemu choreografowi Robertowi Bondarze. Utanecznił on historię, wprowadzając alter ego głównych bohaterów, którzy tańcem oddają emocje zakochanych. Dzięki wizualizacjom podwodny akt stał się efektownym widowiskiem.