Kilkugodzinna wędrówka po Pałacu Festiwalowym, gdzie prezentują się targowi wystawcy, przynosi inny obraz muzycznego świata niż ten, do jakiego przywykliśmy. To tak, jakby wykreślić z życia Madonnę i Britney Spears, U2 i Rolling Stonesów, Annę Netrebko i Lang Langa, megagwiazdy, które podziwia publiczność od Ameryki przez Europę po Daleki Wschód. Tu ich nie ma, nie istnieją, a mimo to wokół wciąż pełno muzyki.
[srodtytul]Wszystko można sprzedać[/srodtytul]
Im bardziej bowiem ogarnia nas kulturowa globalizacja, tym więcej pojawia się nisz, których nie są w stanie zagospodarować ponadnarodowe koncerny. MIDEM to tygiel, muzyka południowoafrykańska sąsiaduje z koreańską, kubańska z litewską. Hiszpanie mają oddzielne sekcje: katalońską czy baskijską, a obok zawsze obleganych Brytyjczyków ubrany w tradycyjny kilt Dougie Stevenson rekomenduje płyty firmy Scotdisc.
I nie chodzi wyłącznie o nagranie muzyki etnicznej. Także o kompozytorów współczesnych, jazzmanów czy nawet lokalnych artystów, którzy postanowili zmierzyć się z ogólnoświatowym repertuarem. Kiedy w latach 90. nastąpiła eksplozja kompaktów, mówiło się, że łatwo jest wyprodukować płytę, trudno zaś ją sprzedać. W obecnej dekadzie dzięki Internetowi pojawiły się nowe możliwości dystrybucji. Cała umiejętność polega na tym, by znaleźć jak najwięcej odbiorców w różnych punktach świata.
– Na MIDEM spotykam się z tymi, którzy sprzedają moje płyty. Bezpośrednia rozmowa umacnia stałe kontakty – mówi Małgorzata Polańska, szefowa firmy DUX, od lat uczestnicząca w Targach MIDEM. Przyznaje też, że dzięki temu zna dziennikarzy z pism muzycznych całej Europy. A recenzje jej płyt ukazują się stale w niemieckim „Grammophon” lub francuskim „Diapason”.A jednak płyta audio staje się coraz mniej atrakcyjnym towarem. Przede wszystkim dlatego, że mało kto pasjonuje się doskonałymi technikami nagraniowymi.