Tegoroczny Sopot Festival powinien się zakończyć marszem żałobnym Chopina i wyprowadzeniem statuetki Bursztynowego Słowika do Muzeum Polskiej Piosenki w Opolu. Byłaby to odpowiednia puenta pięcioletniego kontraktu między sopockimi władzami i koncernem ITI, który zaowocował upadkiem imprezy w Operze Leśnej.
Nikt tego nie przewidział. Kiedy w 2004 r., po politycznym zamieszaniu wokół publicznej telewizji, Jedynka traciła licencję na organizację festiwalu, oczywiste było tylko to, że w historii mediów i rozrywki kończy się bardzo ważny etap. TVP zaczęła przegrywać z komercyjnymi nadawcami, a TVN odniósł kolejny sukces i miał produkować festiwal, który był najbardziej prestiżową międzynarodową imprezą w Polsce od lat 60. Na niej gościł Charles Aznavour. Gdy śpiewali Boney M, Feliciano i Roussos – oglądała ich cała Polska.
[srodtytul]Wielkie nadzieje[/srodtytul]
Piotr Walter zapowiadał koncerty na światowym poziomie, a dla kierowanej przez niego prywatnej telewizji Sopot Festival miał być perłą w jej medialnej koronie. Prezesowi nie można odmówić ambicji. Przynajmniej na początku. W 2005 r. na rozgrzewkę wystąpił Simply Red, rok później ogromnym nakładem sprowadzono Eltona Johna. Dał świetny show, ale polska publiczność tego nie doceniła, gdyż nie znała starszych hitów Brytyjczyka.
O porażce można było mówić w 2007 r., kiedy zaśpiewała Norah Jones. Krytyka biła brawo najsłynniejszej wokalistce młodego pokolenia, jednak TVN-owską widownię w Operze znudził wysmakowany, kameralny koncert. Wyniki oglądalności były również niesatysfakcjonujące. Okazało się, że zdecydowanie lepszy odbiór mają sprowadzeni na wieczór wspomnień wykonawcy czasów Interwizji – Helena Vondráčková, Karel Gott i Drupi.