[b]Zadebiutował pan trudnym tematem zakazanej miłości rozwijającej się w zamkniętym środowisku religijnej, żydowskiej społeczności Jerozolimy. Skąd taki wybór?[/b]
[b]Haim Tabakman:[/b] Jedni opowiadają na ekranie o swoim dzieciństwie, inni o rodzinnym mieście – dla mnie to przejawy megalomanii. Wybrałem historię zupełnie ze mną niezwiązaną. Zgłosił się do mnie ze scenariuszem kolega z tego samego Wydziału Filmowego uniwersytetu w Tel Awiwie. Uznałem jego opowieść za bardzo ciekawą i za wielkie wyzwanie. Razem szlifowaliśmy skrypt. Zależało mi na tym, by pozbawić go melodramatyzmu. By więcej działo się wewnątrz bohatera niż obok niego i by stanowiska były mocniej spolaryzowane.
[wyimek] [link=http://www.rp.pl/galeria/492083,1,502767.html] Zobacz fotosy z filmu[/link][/wyimek]
[b]Aaron – bohater filmu, pobożny mąż i ojciec czworga dzieci – traktuje uczucie, jakie wzbudza w nim jego pomocnik w rzeźni jak zesłaną przez Boga próbę. Czy jego tok myślenia jest spójny z pańskim?[/b]
Podobnie jak Aaron uważam, że bez grzechu nie ma religijnego przebudzenia. Trzeba być silnym, by przezwyciężyć ciężką próbę, ale to prowadzi do oczyszczenia. Dlatego pokusy są potrzebne.