Pokusy są nam potrzebne

Izraelski reżyser „Oczu szeroko otwartych” podkreśla sens istnienia grzechu i mówi o oczyszczającej sile namiętności. Jego nagrodzony w Belgii i USA film otwiera w czwartek EuroFilm Festiwal w Kinotece, a w piątek wchodzi do kin.

Aktualizacja: 02.07.2010 19:00 Publikacja: 30.06.2010 20:09

Haim Tabakman na planie „Oczu szeroko otwartych” – kontrowersyjnego, ale docenionego już na świecie

Haim Tabakman na planie „Oczu szeroko otwartych” – kontrowersyjnego, ale docenionego już na świecie debiutu reżyserskiego

Foto: against gravity

[b]Zadebiutował pan trudnym tematem zakazanej miłości rozwijającej się w zamkniętym środowisku religijnej, żydowskiej społeczności Jerozolimy. Skąd taki wybór?[/b]

[b]Haim Tabakman:[/b] Jedni opowiadają na ekranie o swoim dzieciństwie, inni o rodzinnym mieście – dla mnie to przejawy megalomanii. Wybrałem historię zupełnie ze mną niezwiązaną. Zgłosił się do mnie ze scenariuszem kolega z tego samego Wydziału Filmowego uniwersytetu w Tel Awiwie. Uznałem jego opowieść za bardzo ciekawą i za wielkie wyzwanie. Razem szlifowaliśmy skrypt. Zależało mi na tym, by pozbawić go melodramatyzmu. By więcej działo się wewnątrz bohatera niż obok niego i by stanowiska były mocniej spolaryzowane.

[wyimek] [link=http://www.rp.pl/galeria/492083,1,502767.html] Zobacz fotosy z filmu[/link][/wyimek]

[b]Aaron – bohater filmu, pobożny mąż i ojciec czworga dzieci – traktuje uczucie, jakie wzbudza w nim jego pomocnik w rzeźni jak zesłaną przez Boga próbę. Czy jego tok myślenia jest spójny z pańskim?[/b]

Podobnie jak Aaron uważam, że bez grzechu nie ma religijnego przebudzenia. Trzeba być silnym, by przezwyciężyć ciężką próbę, ale to prowadzi do oczyszczenia. Dlatego pokusy są potrzebne.

[b]Czy jest pan religijny?[/b]

Jestem, ale w pewien filozoficzny sposób. Nie wierzę w Boga, ale go czuję. Wymieniam z nim sekretny uścisk dłoni.

[b]W pana optyce miłość jest bardziej doświadczeniem duchowym niż zmysłowym. Choć nie odżegnuje się pan od pokazania na ekranie namiętności...[/b]

Miłość to zawsze namiętność i zawsze wygrywa z rozsądkiem. Sam moment zakochania się za każdym razem wypływa właśnie z namiętności. Jej niszczycielska siła może jednak oczyszczać jak woda, co pokazuję w moim filmie.

[b]Czy nie obawiał się pan, że „Oczy szeroko otwarte” zostaną potraktowane jako film łamiący tabu? [/b]

Zupełnie nie. Bałem się raczej, że będę odebrany jako reżyser wykorzystujący na potrzeby filmu ortodoksyjne środowisko, jak voyeur, podglądacz. Dlatego bardzo ważne było dla mnie, by nikogo z bohaterów nie osądzać. Pokazani przeze mnie ludzie mają prawo żyć tak, jak żyją. Każdy w filmie ma swoje przyczyny, by zachowywać się tak, a nie inaczej. Nie obawiałem się negatywnych reakcji ze strony środowisk ortodoksyjnych, bo ci ludzie nawet nie obejrzą „Oczu szeroko otwartych” – nie chodzą przecież do kina. Na ekranie nie ma też cienia polityki – a dopiero ten element mógłby bulwersować – tylko relacje międzyludzkie.

[b]A więc nie spotkał się pan w Izraelu z żadną krytyką? [/b]

Ależ tak! Zarzucono mi, że zabrałem się za taki temat, nie będąc ani ortodoksyjnie religijny, ani homoseksualny. Tak jakby Szekspir nie miał prawa napisać „Makbeta” czy „Hamleta”, bo nie był członkiem rodziny królewskiej. „Oczy szeroko otwarte” to nie film o gejach, ale o przezwyciężaniu pożądania, o miłości i Bogu. Włożyłem w niego wiele serca. Jeżeli mój obraz złamał jakieś tabu, to cieszę się z tego, bo to oznacza, że ludzie będą o nim mówić. A co będą mówić o mnie, to mnie już nie obchodzi.

[b]Czy zna pan kogoś z ortodoksyjnych środowisk?[/b]

Osobiście znam osoby, które mieszkały w takich wspólnotach, ale opuściły je. Są to ludzie świetnie się odnajdujący w takich miejscach.

Są one niezwykle magnetyczne, zwłaszcza dla Żydów. Bycie w takiej zamkniętej społeczności daje poczucie przynależności, bezpieczeństwa, a nawet sensu życia – na wszystko w takiej grupie znajdzie się odpowiedź. Ale czasem słyszę też o członkach religijnych wspólnot, mężczyznach, którzy przyjeżdżają do Tel Awiwu i przebierają się w zwykłe ubrania. Potem w domu znowu odgrywają role pobożnisiów. Okłamują swoje rodziny. Cóż, mężczyźni często tacy właśnie są…

[b]Zadebiutował pan trudnym tematem zakazanej miłości rozwijającej się w zamkniętym środowisku religijnej, żydowskiej społeczności Jerozolimy. Skąd taki wybór?[/b]

[b]Haim Tabakman:[/b] Jedni opowiadają na ekranie o swoim dzieciństwie, inni o rodzinnym mieście – dla mnie to przejawy megalomanii. Wybrałem historię zupełnie ze mną niezwiązaną. Zgłosił się do mnie ze scenariuszem kolega z tego samego Wydziału Filmowego uniwersytetu w Tel Awiwie. Uznałem jego opowieść za bardzo ciekawą i za wielkie wyzwanie. Razem szlifowaliśmy skrypt. Zależało mi na tym, by pozbawić go melodramatyzmu. By więcej działo się wewnątrz bohatera niż obok niego i by stanowiska były mocniej spolaryzowane.

Pozostało 82% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"