W stwierdzeniu, że Francuzi kochali Mesrine’a, jest sporo przesady. Cała masa ludzi bała się go i traktowała tak, jak na to zasługiwał: jak groźnego przestępcę. Ale rzeczywiście dla wielu, zwłaszcza pozbawionych perspektyw mieszkańców ubogich dzielnic, stał się niemal ikoną. Grał na nosie rządowi i policji, robił wszystko, na co miał ochotę. Wiedząc, że najdrobniejszy błąd może go zdradzić i kosztować życie, nie unikał ryzyka. Otoczony pięknymi kobietami, prowadził szalone życie. Nawet gdy trafiał do więzienia, uciekał z niego, udowadniając, jak słaby jest francuski system penitencjarny. Było w nim coś romantycznego i pociągającego. Dla ludzi duszących się wśród niemożności, stał się symbolem wolności. Takie postacie zawsze działają na wyobraźnię. Często do tego stopnia, że zapominamy, że to ludzie niebezpieczni.
[b]Mesrine miał w pewnym momencie pozycję taką, jaka dziś staje się udziałem największych celebrytów.[/b]
Tak, bo – jak jeszcze nikt w tamtym czasie – potrafił do budowania swojego wizerunku wykorzystywać media. Był gangsterem i bawił się tym. Wszyscy się za nim uganiali, cała policja go szukała, a on w tym czasie dawał olbrzymi wywiad dla „Paris Matcha”. Dla mediów był świetnym sensacyjnym tematem. Pracując nad filmami, starałem się uniknąć atmosfery skandalu. Nie chciałem z niego czynić przedmiotu adoracji. Był nawet moment, że zrezygnowałem z tej roli. Na początku, gdy za kamerą miał stanąć Barbet Schroeder, rozmawialiśmy sporo o filmie, a Barbet podekscytowany opowiadał: „Wiesz, i w tym momencie pojawiają się źli chłopcy...”. „Zaraz, zaraz – przerywałem mu. – Co to znaczy źli chłopcy?”. „No, policjanci” – odpowiadał. „Barbet, policjanci to stróże prawa – protestowałem. – Złym chłopcem jest Mesrine”. Nie mogliśmy się porozumieć. Barbet był jego bezkrytycznym fanem. Dlatego się wycofałem.
[b]Ale jednak pan wrócił.[/b]
Wróciłem, kiedy zrezygnował Schroeder, a w jego miejsce pojawił Jean-Francois Richet. Dostałem wtedy od producenta Thomasa Langmanna kolejną wersję scenariusza napisaną przez Abdela Roaufa Dafriego. To Francuz pochodzenia algierskiego, który nienawidził Mesrine’a za to, co wyrabiał w jego rodzinnym kraju, gdy jako żołnierz armii francuskiej trafił tam podczas wojny algierskiej. W tekście czuło się z jednej strony tę jego niechęć, a z drugiej – próbę zrozumienia, co tak bardzo ludzi w tym gangsterze fascynowało. To była mieszanka, o jaką mi chodziło. Powstała postać niejednoznaczna i pełna tajemnic. Chwilami ujmujący, pełen czaru dżentelmen, chwilami bestia. Widz nie może sobie natychmiast wyrobić na jego temat zdania. Musi pomyśleć, przeanalizować za i przeciw, zadać sobie kilka ważnych pytań.
[b]Krytycy porównywali „Wroga publicznego numer jeden” do „Chłopców z ferajny” i „Człowieka z blizną”.[/b]