Living Colour, wymyślając wybuchową mieszankę klasycznego rocka i heavy metalu z funkiem, jazzem i hip hopem, stał się kiedyś odpowiedzialny za smak i wyrobienie muzyczne co najmniej jednego pokolenia.

Przecierając szlak dla całych nurtów muzycznych, które bazowały na brzmieniach funkujących gitar i mocno pulsującego basu, w dużej mierze zbudował podwaliny dla nu metalu. Kiedy jego muzycy zaczynali, zaledwie Bad Brains do spółki z Fishbone pokazywały, że czarny zespół może nie grać r’n’b ani rapu, tylko rock. Dziś ich pozycja jest tak silna, że gdy zagrają cover The Beatles czy AC/DC, pytamy: jak to właściwie jest być klasykiem i grać klasyka?

Living Colour powstał w 1984 roku w Nowym Jorku. Poszła za muzykami fama, że wpadli w oko Mickowi Jaggerowi i zostali zaproszeni przez niego do wspólnego grania. Podpisali duży kontrakt z Epic Records (obecnie Sony) w 1987 r., wydali pierwszą płytę „Vivid” rok później. Sławę przyniósł im utwór „Cult Of Personalisty”, nagrodzony Grammy w kategorii najlepszy utwór hardrockowy. Płyty „Time’s Up” i „Stain” dopełniły dzieła, ale niedługo później (w 1995 roku) doszło do rozpadu grupy.

Formacja reaktywowała się w 2001 r. i od tamtej pory nagrała dwa krążki: „CollideOscope” i „The Chair in the Doorway” (2009). Ten ostatni to concept album na nowo formułujący pytania, które grupa stawiała na początku istnienia. Gitarzysta Vernon Reid, współzałożyciel The Black Rock Coalition 1 zrzeszającej czarnoskórych muzyków, mówi w wywiadach, że wraca do wątku, który został kiedyś przerwany: kolor to jedna z najważniejszych informacji o człowieku, składowa ludzkiej egzystencji, za pomocą której można przekazywać bardzo różne idee.

[i]Living Colour, Proxima, ul. Żwirki i Wigury 99a, bilety: 99 – 120 zł, rezerwacje: [link=http://www.klubproxima.com.pl]www.klubproxima.com.pl[/link], czwartek (19.08), godz. 20.[/i]