Reklama

Sofia Coppola pokazała w Wenecji wielki film

Sofia Coppola oczarowała uczestników festiwalu w Wenecji przejmującym filmem "Somewhere" - pisze Barbara Hollender z Wenecji

Aktualizacja: 06.09.2010 14:03 Publikacja: 03.09.2010 19:28

Sofia Coppola

Sofia Coppola

Foto: AFP

W piątek nad Wenecją oberwała się chmura. Woda zalała nie tylko wąskie uliczki miasta, lecz również Lido. Z Pałacu Festiwalowego ekipy wypompowywały wodę, zamknięto odciętą od Internetu salę prasową. Ale nawet brodzenie w strugach deszczu nie mogło wczoraj widzom popsuć humorów. Konkurs przyniósł bowiem perełkę: "Somewhere" Sofii Coppoli.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,2,530927.html]Zobacz zdjęcia z Wenecji[/link][/wyimek]

Reżyserka "Między słowami" znów opowiedziała o samotności i niespełnieniu. Tym razem w Los Angeles, w samym sercu show-biznesu. Bohaterem filmu jest hollywoodzki gwiazdor Johnny Marco. Mieszka w legendarnym hollywoodzkim hotelu Chateau Marmont, jeździ czarnym ferrari, traktowany jest jak król, dziewczyny same wchodzą mu do łóżka. A jednak Coppola robi film o pustce. W luksusowym apartamencie Johnny prowadzi beznadziejne życie – otwiera samotnie puszkę piwa albo zamawia dwie panienki tańczące na rurach. Próba charakteryzacji do nowego filmu zamienia się w upokorzenie, gdy aktor siedzi z twarzą zaklejoną białą mazią, jakby nie istniał. Johnny jest zwyczajny, nie pasuje do pełnego blichtru otoczenia. Obija się boleśnie o własną sławę, jest niemal obcy w środowisku, które kreuje go na ikonę sukcesu.

Sofia Coppola zrobiła wielki film. Rozliczyła się w nim ze światem show-biznesu, w którym wyrosła, ale też z kulturą masową, która potrzebując idoli, tworzy wielkie lalki, przykleja im etykiety, wtłacza w sztuczną rzeczywistość napompowaną fałszywymi wartościami.

Niezwykłe kino. Przeplatające uśmiech i gorycz, pełne subtelnych obserwacji, przejmujące.

Reklama
Reklama

Do niesztampowych filmów o artystach, sile życia i cenie talentu przyzwyczaił nas też nowojorski twórca Julian Schnabel. Jednak w pokazywanej w Wenecji "Miral" wszedł w sferę polityki. Ekranizując książkę Ruli Jebreal, pokazał trzy pokolenia palestyńskich kobiet. Od Hind Huseini, która założony w 1948 roku sierociniec Dar Al Tifl przekształciła w szkołę z internatem dla poturbowanych przez wojnę palestyńskich dziewczynek, aż po jej 18-letnią wychowankę Miral.

Dziewczyna w latach 90. musi wybrać, czy chce walczyć o wolną Palestynę z bronią w ręku, czy iść pokojową drogą wyznaczoną przez Hind Huseini. – Nie jestem politykiem – powiedział "Rz" Schnabel. – Opowiadam o ludziach tak samo cierpiących po obu stronach barykady. O miłości i nadziei. Niestety, wbrew jego intencjom "Miral" zamienia się chwilami w antyizraelską agitkę. Ciekawe tylko, że zrobioną przez artystę wychowanego w żydowskim środowisku.

[i]Barbara Hollender z Wenecji[/i]

 

 

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

W piątek nad Wenecją oberwała się chmura. Woda zalała nie tylko wąskie uliczki miasta, lecz również Lido. Z Pałacu Festiwalowego ekipy wypompowywały wodę, zamknięto odciętą od Internetu salę prasową. Ale nawet brodzenie w strugach deszczu nie mogło wczoraj widzom popsuć humorów. Konkurs przyniósł bowiem perełkę: "Somewhere" Sofii Coppoli.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,2,530927.html]Zobacz zdjęcia z Wenecji[/link][/wyimek]

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Kultura
1 procent od smartfona dla twórców, wykonawców i producentów
Patronat Rzeczpospolitej
„Biały Kruk” – trwa nabór do konkursu dla dziennikarzy mediów lokalnych
Kultura
Unikatowa kolekcja oraz sposoby jej widzenia
Patronat Rzeczpospolitej
Trwa nabór do konkursu Dobry Wzór 2025
Kultura
Żywioły Billa Violi na niezwykłej wystawie w Toruniu
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama