Polska Orkiestra Radiowa ze szwajcarskim dyrygentem Kasparem Zehnderem szykuje jednak jeszcze jedną niespodziankę. Kto z polskich melomanów miał bowiem wcześniej okazję usłyszeć „Quatre meditations” Czesława Marka? Jest on u nas mniej znany niż Emil Młynarski, którego utwory nie bywają co prawda grywane, ale on przeszedł do historii jako świetny dyrygent, współtwórca Filharmonii Warszawskiej i dyrektor Teatru Wielkiego po I wojnie światowej.
[wyimek] [link=http://blog.rp.pl/zkulturanaty/2010/09/03/z-kultura-na-ty/]Z Kulturą na Ty! - poleć swoje wydarzenie kulturalne[/link][/wyimek]
Czesław Marek też był dyrektorem, na przełomie lat 20. i 30. XX wieku kierował Konserwatorium Poznańskim, potem wyjechał do Szwajcarii. Tam zyskał znacznie większe uznanie niż w ojczyźnie. – Trudno wyjaśnić, dlaczego utwór Emila Młynarskiego popadł w zapomnienie – zastanawia się skrzypek Piotr Pławner, który podjął się zagrania koncertu w niedzielę. – Przetrwało przecież tyle innych kompozycji tamtych czasów, pisanych w podobnym stylu, ze zbliżonymi emocjami.
Odpowiedź jest jednak chyba prosta: zawiniło lenistwo i skłonność do stereotypowego układania programów koncertowych organizatorów naszego życia muzycznego. Trzeba było bowiem włożyć wiele wysiłku, nim rękopis koncertu Emila Młynarskiego udało się odnaleźć w Filadelfii.
Podobnie jest z muzyką zmarłego w 1985 roku w Zurychu Czesława Marka. Jego spuścizna pozostała w Szwajcarii i leżałaby tam pokryta kurzem, gdyby nie zagraniczni wykonawcy, którzy pod koniec ubiegłego stulecia zaczęli wykonywać i nagrywać utwory Marka. U nas artystą, który lubi dokonywać muzycznych odkryć, jest Łukasz Borowicz, szef Polskiej Opery Radiowej. W ciągu ostatnich sezonów dzięki niemu poznaliśmy np. zapomniane opery Statkowskiego („Maria”), Dobrzyńskiego („Monbar”).