Pani Irena zawsze była dla mnie niedoścignionym wzorcem. Uwielbiałam grane przez nią postacie, bo słynęły z abstrakcyjnego poczucia humoru. Pamiętam, jak w liceum chodziłam z koleżanką do teatru, gdzie występowała w „Zaczarowanej dorożce". Zaśmiewałyśmy się do łez. Potem dzięki Oldze Lipińskiej w spektaklu „Ja się nie boję braci Rojek" Gałczyńskiego sama miałam okazję mówić fragmenty monologu Hermenegildy. Z panią Ireną miałam zaszczyt spotkać się na scenie i w Teatrze TV w czarnej komedii „Upiór w kuchni", w której grałam jej córkę. Byłam w jej domu na próbach „Zamku w Szwecji". Zawsze powtarzała, że w komedii wszystko musi być precyzyjne. Tu nie ma żadnych przypadków, wszystko ma być wypracowane po to, żeby było śmieszne.
Ale przecież nie z tęsknoty do komedii zapukała pani do teatru Hanuszkiewicza?
Może zrobiłam to z przekory. Ale nie tylko. Hanuszkiewicz zwłaszcza dla młodych był bogiem. Pamiętam, jak bałam się spotkania z nim. Uważałam, że nie mam szans, bo on znał mnie głównie z telewizyjnego kabaretu. Podczas spotkania pan Adam popatrzył na mnie uważnie. Po chwili milczenia spojrzał głęboko w oczy i powiedział: „Dobra!". Praca z nim była fantastyczną przygodą. Dzięki niemu przeszłam niezwykłą szkołę zupełnie innego teatru. Miałam okazję zagrać w „Cydzie", „Komedii pasterskiej", w sztukach Zapolskiej i Gombrowicza, a przede wszystkim Rachelę w „Weselu", które do dziś wszyscy wspominamy. Hanuszkiewicz robił żywy teatr, o którym się mówiło, toczyło spory. A teraz... odstawiono go gdzieś na boczny tor, zasypano Teatr Mały, w Nowym otwarto supermarket. Zawsze mi przykro, gdy przejeżdżam Puławską w tym miejscu, i przysięgłam sobie, że nigdy nie zrobię tam zakupów.
Do szkoły teatralnej szła pani z przekonaniem, że będzie aktorką komediową?
Przede wszystkim wiedziałam, że bardzo chcę być aktorką, a jednocześnie miałam sporo wątpliwości. Przed egzaminem nie chodziłam na konsultacje, bo bałam się, że ktoś powie mi, że nie mam warunków, a ja przez dwa lata uczyłam się mówić prawidłowe „r". Pamiętam też, że kiedy na Miodowej składałam papiery, potknęłam się o próg. „Oho, za wysokie progi" – pomyślałam w duchu.
Do jakich ról wydawała się pani profesorom szczególnie predestynowana?