Przyjaźń artystów spointowana Oscarem za muzykę Grusina do „Wojny fasolowej w Milagro" w reżyserii Redforda rozpoczęła się od „Absolwenta". Oczywiście nie kojarzymy go z wybitnym aktorem: ostatecznie nie dostał głównej roli, bo nikt by nie uwierzył, że blond przystojniak może mieć problemy z kobietami. Dopiero w „Havanie" Sidneya Pollacka hollywoodzki gwiazdor odrobił lekcję playboya, który może mieć wszystkie – tylko tej jednej jedynej nie. Gdy zakochuje się w pięknej Bobby (Lena Olin), musi zagrać rolę Humphreya Bogarta z „Casablanki": szlachetnego mężczyznę, który pomaga przetrwać nie swojej miłości. A i kubańskiej rewolucji – on, zawodowy hazardzista, który miał w stolicy Kuby zagrać partię życia!
Jest jednym z największych paradoksów kariery Sidneya Pollacka, że „Havana" pozostała niedoceniona. Łatwiej zrozumieć, że największy sukces odniosła właśnie muzyka Grusina. Jazzman odbierał gratulacje za muzyczną opowieść o pięknych kobietach, przystojnych mężczyznach i wielkich pieniądzach skonfliktowanych z rewolucyjnym zapałem. Dramaturgię filmu wyraził w tytułowym temacie, zaczynając od orkiestrowego thrillera, budząc gorące uczucia partią trąbki i pointując mocnymi akordami akustycznej gitary. Przewodnikiem po Kubie Batisty jest legendarny kubański trębacz Arturo Sandoval, który przeżył rewolucję, a w końcu uciekł na Florydę. Idealnie wyczarował klimat hawańskich klubów w „Night-Walk". Pełny tęsknoty za wolnością motyw „Cuba Libre" powinien stać się hymnem wyspy – gdy stanie się wolna.
„Hurricane Country" nuci refleksyjnie słynny brazylijski wokalista Dori Caymmi. Eksplozją emocji jest „Mambo Lido" i jazzujący temat „El Conuco". Tylko raz Grusin oddał inicjatywę Grupo Sierra Maestra, która wykonała stary przebój „A Los Rumberos De Belen". Finałową zagrywkę ułożył sam: „Adios Habana" to królewski poker w kierach.
Kultowa Muzyka Filmowa
Dave Grusin, "Havana"