Zacznę od komplementu: siedziba Iskier – salon Boya-Żeleńskiego przy ul. Smolnej 11 w Warszawie – jest niezwykle wysmakowaną wizytówką państwa wydawnictwa.
– Zobaczyłem to miejsce 25 lat temu i poczułem jego genius loci. Boy pod tym właśnie adresem mieszkał i prowadził wydawnictwo, które jednak zbankrutowało, ale uznałem, że warto to miejsce upamiętnić, próbując odtworzyć je w klimacie dwudziestolecia międzywojennego. I tak to mieszkanie stało się wartością samą w sobie, jeśli chodzi o promocję wydawnictwa, ale też miejscem niezwykle inspirującym dla autorów i współpracowników. Ale to oznacza coś jeszcze, i to jest druga strona medalu. Ta firma wygląda na bardzo zamożną, co bardzo pogarsza moje pole manewru, gdy dochodzi do negocjacji z autorami i współpracownikami.
Jednocześnie wystrój wydawnictwa wiele mówi o filozofii firmy, o zamiłowaniu do historii, tradycji i pewnego stylu.
– W ciągu tych 25 lat mojego kierowania wydawnictwem dokonała się rewolucja. Przyszedłem w czasach ancien régime. Wiadomo było wówczas, że żadne przedsiębiorstwo, w tym wydawnictwo, zbankrutować nie może. Tymczasem po 1989 r. zmieniły się warunki, wydawnictwa stały się przedsiębiorstwami komercyjnymi, których celem jest może nie maksymalizowanie zysku, ale zapewnienie bezpieczeństwa finansowego. Przetrwałem tę rewolucję, jestem jedynym szefem Iskier niezmiennie od 25 lat. I dziś zadaję sobie pytanie, jak to się stało? Nauczyłem się wprawdzie nowych reguł gry, ale na pewno zadziałał też element przypadku i sprzyjających okoliczności.
Wspomniałam o filozofii firmy, bo nie wydajecie literatury dla każdego.