Kocham Syrię

Z Julienem Weissem, francuskim muzykiem związanym ze światem islamu, rozmawia Jerzy Haszczyński

Publikacja: 01.10.2012 12:54

Julien Jalal Eddine Weiss

Julien Jalal Eddine Weiss

Foto: Stołeczna Estrada

Jak pan, człowiek żyjący między Zachodem a Orientem, Francuz, który przeszedł na islam i wiele lat mieszkał na Bliskim Wschodzie, reaguje na antyzachodnie zamieszki wywołane w świecie muzułmańskim przez film uznawany za antyislamski?

Rozmowa pochodzi z tygodnika Uważam, Rze

Julien Jalal Eddine Weiss:

Radykalni muzułmanie tylko czekają na takie okazje. Nie można tak poważnie traktować nic niewartego filmu, nie można rzucać z takich powodów fatw i ruszać do boju. To powrót do średniowiecza. I sprawa polityczna.

Producent najwyraźniej chciał wywołać taką gniewną reakcję.

Problem polega na tym, że muzułmanie nie mogą mówić, iż islam nie jest religią agresywną, skoro tak reagują. Tak postępują oczywiście tylko niektórzy niewykształceni ludzie, bez szans i perspektyw.

Pan nie potępia tego filmu?

Niczego nie zamierzam potępiać, to nieznaczący film niskobudżetowy, powinien przemknąć niezauważony, mnóstwo jest takich rzeczy w sieci. To śmieszne. Jest obraźliwy, ale dziś trzeba być elastycznym, bo mamy do czynienia z nowym światem mediów, w Internecie jest i krytyka proroków, w tym proroka Mahometa.

To demokracja oraz wolność. Po co się w to angażować? Radykałowie zapewne nie oglądali nawet tego knota. I przesadzają, zajmując się nieważnymi rzeczami.

Prawdziwy islam nie powinien walczyć z kiepskimi filmami w sieci?

Prawdziwy islam to utopia, to ruch intelektualny i polemiki teologiczne. Islam jest w sercu. Dla mnie ważne są mistycyzm, sufizm. Ten waleczny islam radykałów, którzy chcą zabijać, mi nie odpowiada. Ja ze swoim zespołem gram muzykę muzułmańską dla pokoju i miłości.

Wybrał sobie pan na ojczyznę Syrię. Było to ponad dwie dekady temu. Co było tak pociągającego dla pana w kraju, który teraz przeżywa wojnę domową? Co skłoniło pana, by osiąść w Aleppo, głównym mieście na północy, do którego ta wojna niedawno dotarła?

W dziedzinie, którą się zajmuję, czyli klasycznej muzyce arabskiej, najciekawiej i najlepiej było w Syrii. Miasto, w którym osiadłem – Aleppo – było też ciekawe jako jedno z najważniejszych miejsc Jedwabnego Szlaku i istotny ośrodek imperium osmańskiego.

Przede wszystkim muzycy są tu na najwyższym poziomie, a w przeszłości pochodziło stąd wielu znaczących kompozytorów arabskich.

Były tam też tradycje ruchu mistycznego sufich, a przy okazji sztuki wokalnej prezentowanej w meczetach, w których granie na instrumentach było zabronione. Dlatego 22 lata temu zdecydowałem się uczynić z Aleppo moją główną kwaterę, kupiłem stary dom, a właściwie pałac mameluków, z kopułą i dziedzińcem, na którym rosną drzewa cytrynowe i pomarańczowe. Wykorzystałem go do organizowania koncertów, które były darmowe. Przychodzili poeci, muzycy, dziennikarze, elity. Odnalazłem tam wielu wspaniałych śpiewaków klasycznych, nie ma już takich np. w Egipcie. To był ukryty skarb arabskiej kultury.

Jak się panu udało nabyć pałac w Syrii?

Kupno pałacu to była niezwykle trudna sprawa, w Syrii obowiązywał zakaz sprzedaży takich nieruchomości cudzoziemcom. Zaprzyjaźniłem się jednak z Syryjczykiem, który mi pomógł pokonać trudności. Żeby było śmieszniej, był to komunista. W Syrii nie było zbyt wiele demokracji, ale dwie mikroskopijne partie komunistyczne działały legalnie, jedna była maoistyczna, druga – stalinowska. Jak dinozaury w parku jurajskim. Były sekretarz generalny jednego z tych ugrupowań, wspaniały 70-letni wówczas prawnik i pisarz, prowadził program kulturalny w telewizji. Przekonał się, że jestem zafascynowany tutejszą muzyką i wystarał się, by pałac stał się moją własnością. To wymagało załatwiania pozwoleń w MSW i sześciu służbach specjalnych, ale w końcu się udało. Byłem pierwszym obcokrajowcem, który osiadł w starym mieście w Aleppo. Wiele lat później mój dom stał się miejscem spotkań miejscowej śmietanki towarzyskiej.

Jakie miał pan kontakty z władzami?

Ten stary komunista znał wszystkich. I ja sam wielu polityków poznałem. Trafiłem nawet do delegacji prezydenta Baszara al-Assada, który składał wizytę prezydentowi Jacques'owi Chiracowi w Paryżu. Nie występowałem jako zwolennik partii Baas, ale jako ktoś, kto chce pokazać kulturę syryjską światu. Byłem na obiedzie u Chiraca i jego żony wraz z Al-Assadem i jego żoną.

To wygląda tak, jakby identyfikował się pan z syryjskim reżimem?

To nie jest tak. Podobnie nie identyfikowałem się z reżimem irackim, gdy w połowie lat 80. prowadziłem działalność muzyczną w Iraku. Niektórzy uchodźcy iraccy mieszkający we Francji uważali mnie jednak za zdrajcę, bo Saddam Husajn zabijał wtedy komunistów, a wielu moich znajomych to byli komuniści. Ja chciałem się uczyć tamtejszej muzyki.

Co się działo w Aleppo, gdy rozpoczął się bunt przeciwko Assadowi?

Na początku rewolucji Aleppo było poza działaniami zbrojnymi. Zdarzało się nawet tak, że gdy ludzie z Aleppo jeździli po Syrii i trafiali na tereny opanowane przez rewolucjonistów, zabijano ich tam tylko dlatego, że byli z miasta, które się nie zbuntowało przeciw Baszarowi al-Assadowi. Wyłapywali ich z autobusów i samochodów, sprawdzali w dokumentach, skąd są.

Jest pan pewien, że tak było?

Tak. To się działo jeszcze dziesięć miesięcy tem?u. Mnie już wtedy w Aleppo nie było.

W lipcu ubiegłego roku wyjechałem na festiwal do Libanu organizowany w górach w otomańskim zamku przez znanego polityka Walida Dżumblatta. Teraz mieszkam w Stambule.

Jest pan sceptycznie nastawiony do rewolucjonistów. Nie byliby dobrymi władcami Syrii?

Nikt z nich nie jest w stanie zostać przywódcą tego kraju, nie ma takiej osobowości. A wśród rewolucjonistów są chuligani, kryminaliści i ludzie z innych krajów, którzy jątrzą. Ale nie chcę zajmować stanowiska, bo albo rewolucjoniści, albo rząd zbombardują mój dom.

Brzmi to tak, jakby popierał pan Baszara al-Assada.

Nikogo nie popieram. Popieram siebie. I kocham ten kraj. Jako cudzoziemiec widziałem to tak: Syria to nie demokracja, ale nie jest to też Kambodża Pol Pota czy Korea Północna. To był uroczy kraj, bezpieczny.

Co się dzieje z pana pałacem, nie został zniszczony podczas walk w Aleppo?

Nie został. Nie jest bowiem pusty, zajmuje się nim jeden z sąsiadów. Umieścił w pałacu kilku członków swojej rodziny. Gdyby został opuszczony, po 15 minutach pewnie zostałby zaatakowany.

A co się stało z syryjskimi muzykami, z którymi pan grał?

Jeden został zabity przez wojska rządowe, jeden przez armię powstańczą. Został też zamordowany syn muftiego sufich – nie wiadomo, kto to zrobił. Nie mogłem zabrać swoich muzyków za granicę, konsulaty w Syrii są zamknięte, a po drodze do granicy mogliby zostać zabici. Radykałowie nie lubią sufich. Na początku przeciw rewolucji byli też syryjscy chrześcijanie, część potem zmieniła zdanie.

Kiedy konflikt może się skończyć?

Być może nigdy. Armia rządowa jest wciąż silna, a rewolucja otrzymuje wsparcie z zagranicy.

Był pan chrześcijaninem, zanim przeszedł pan na islam?

Moja matka była agnostyczką z rodziny kalwińskiej, a ojciec agnostykiem z rodziny katolickiej z Alzacji. Czyli pochodziłem z rodziny mniej lub bardziej ateistycznej.

A ja przeszedłem wiele lat temu na islam. Na początku byłem sunnitą, potem wstąpiłem do bractwa sufickiego, a teraz jestem bliżej szyizmu.

Co jest takiego w cywilizacji islamskiej, że tak pana wciągnęła?

Nie jestem zwykłym muzykiem, których chce grać na weselach i w restauracjach. Chcę wykonywać elegancką klasyczną muzykę, muzykę opartą na wiedzy i nauce. Byłem zafascynowany teorią filozoficzną Al-Kindiego, od którego pochodzi nazwa mojej grupy. Al-Kindi to filozof z Bagdadu z IX w. Tacy jak on, jak Awicenna i Al-Farabi ze złotej ery arabskiej cywilizacji rozwinęli matematyczną teorię muzyki, myśl starożytnych Greków.

Po ponad 20 latach życia w Syrii, poznaniu języka arabskiego i po przejściu na islam był pan tam traktowany jak cudzoziemiec?

Jak cudzoziemiec, który lubi tę muzykę i prezentuje ją na Zachodzie, w Carnegie Hall i od Nowego Jorku po Hongkong. Jako obcy znający miejscową kulturę.

Wróci pan do pałacu w Aleppo czy zostanie w Stambule?

Na razie chcę zostać w Stambule. To miasto niezwykłe, trochę jak Barcelona. W Stambule jest Orient, jest islam, są sufi. To wielka metropolia między Wschodem i Zachodem. Dwie dekady temu zacząłem się zajmować, obok arabskiej, także muzyką otomańską i łączeniem muzyki tureckiej, azerbejdżańskiej z syryjską. Turcy grają u mnie muzykę syryjską, tak jak Syryjczycy grali turecką. Marzę, że wrócę kiedyś do Aleppo – to moje miasto, tam chcę umrzeć. Mam nadzieję, że nie zostanie kompletnie zniszczone.

Julien Jalal Eddine Weiss – urodzony w 1953 r. w Paryżu. Najbardziej znany muzyk zachodni wykonujący klasyczną muzykę arabską. Współpracuje z wybitnymi śpiewakami i muzykami z krajów islamskich. Od przeszło dwóch dekad związany z Syrią. Wraz ze swoim zespołem Al Kindi Ensemble wziął udział w tegorocznej edycji warszawskiego festiwalu Skrzyżowanie Kultur.

Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla