W czasie ostatniego festiwalu Plus Camerimage wiele mówiło się o przyszłości kina. Co pan o tych dyskusjach sądzi?
Kiedy w Hollywood pojawił się dźwięk, ludzie uważali, że to koniec kina, bo prawdziwa sztuka musi być niema. Potem mówiło się o końcu kina, gdy pojawiła się kolorowa taśma. Teraz wszyscy oszaleli na punkcie cyfry i 3D. A ja myślę, że zawsze będzie film 35-milimetrowy i zawsze będzie film 70-milimetrowy. Czarno-biały, niemy „Artysta" zawojował w zeszłym roku świat. Jestem pewny, że za kilka lat ktoś zrobi piękny film na celuloidzie i wszyscy krzykną: „Jak mogliśmy się od tej technologii odwrócić?". Do nowości szybko się przyzwyczajamy. Czy pamięta pani czas, gdy nie miała pani w torebce komórki? Ale w kinie ważne jest, by technika czemuś służyła. „Avatar" jest „Avatarem", bo dla Jima Camerona 3D nie było wabikiem na publiczność, lecz środkiem artystycznego wyrazu. I o tym warto pamiętać: w sztuce technologia jest tylko sposobem na to, by powiedzieć coś ważnego.
Rozmawiała Barbara Hollender
Joel Schumacher
W sobotę wieczorem jako przewodniczący konkursu głównego rozda Żaby na Plus Camerimage.
Urodził się 29 sierpnia 1939 r. Karierę filmową zaczynał w latach 70. jako kostiumolog. Rozkwit jego kariery przypadł na lata 90., gdy jako reżyser zrealizował m.in. „Linię życia", „Upadek", „Czas zabijania", „Klienta", dwa filmy o Batmanie. Ma też w filmografii pozycje skromniejsze, m.in. „8 milimetrów" czy „Veronica Guerin". Współpracuje z wielkimi gwiazdami kina, jak np. Julia Roberts, Michael Douglas, Kiefer Sutherland czy Kevin Spacey. Uchodzi za specjalistę od adaptacji prozy Grishama.