Reżyser Paul Dudgale, znany m.in. z zapisu koncertu Adele w Royal Albert Hall oraz teledysków The Prodigy, zaprezentował znacznie więcej, niż można przedstawić w dokumencie i relacji z kilku występów najpopularniejszej na świecie grupy średniego pokolenia.
W dwuwymiarowym filmie wyczarował efekty 3D: przeniknął mobilnymi kamerami w przestrzeń stadionów, na których wiruje w powietrzu wielobarwne confetti. Niesamowity efekt współtworzy również użycie pleksiglasowych, przezroczystych płyt wokół sceny, pokrytych graffiti i spisami utworów. Całość dopełnia pięć krągłych ekranów z wirującymi nieprzerwanie, zakręconymi animacjami. Rewelacyjnie fosforyzują opaski rozdane fanom, po to, by każdy mógł się poczuć współtwórcą tego niezapomnianego show, jakie w Polsce gościło w tym roku 19 września na Stadionie Narodowym.
Zgromadziło 40 tysięcy fanów i przyniosło 2,5 mln dol. zysków. Coldplay zdecydował się pokazać przede wszystkim występ na paryskim Stade de France oglądany przez 80 tys. fanów, którzy pozwolili grupie zarobić 6,5 mln dol. Dużo, ale Anglicy dali z siebie wszystko. Są szybsi i bardziej dynamiczni od mobilnych kamer. Złapać w kadrze biegającego po scenie i długim wybiegu Chrisa Martina to nie lada sztuka, zwłaszcza podczas ostrego rockowego „God Put A Smile Upon Your Face". Kiedy chwilę potem pojawia się wypomadowana i wychuchana Rihanna w czerwonym kostiumie, by zaśpiewać duet „Princess of China", lider Coldplay wygląda przy niej jak zatyrany pracownik kamieniołomów. A jednak z jego twarzy nie schodzi uśmiech.
– Mamy najlepszą publiczność na świecie, najlepszego menedżera, to zobowiązuje do tego, by być najlepszymi na świecie każdego wieczoru – mówi Chris Martin. – Nie lubię, gdy ludzie narzekają, a gwiazdy wywlekają brudy. Każdy bez względu na to, czy pracuje w Białym Domu czy w fabryce ciasteczek, ma swoje problemy. My też – we wzajemnych relacjach, bywa, że finansowe, borykaliśmy się też z różnymi przyzwyczajeniami. Ale koncert musi być świętem. Nie możemy odrzucić dobrej energii publiczności. Przed każdym występem powtarzam sobie to, co Bruce Springsteen kolegom z jego zespołu: wyobraź sobie, że ktoś, kto cię lubi, przyjdzie na twój występ pierwszy raz. Nie możesz go zawieść.