Smakowity kawał razowca

Wspomnienie. Maria Fołtyn mówiła, że stworzenie Konkursu Moniuszkowskiego jest najważniejszym osiągnięciem jej życia. A przecież odniosła wiele innych sukcesów.

Publikacja: 09.05.2013 19:42

Maria Fołtyn i Eliza Kruszczyńska, zdobywczyni Grand Prix w 2010 r.

Maria Fołtyn i Eliza Kruszczyńska, zdobywczyni Grand Prix w 2010 r.

Foto: archiwum Teatru Wielkiego – Opery Narodowej

Jej nazwisko niezmiennie łączono ze Stanisławem Moniuszką. Ona potrafiła jednak spojrzeć na niego z dystansem, nie uznawała go za najwybitniejszego kompozytora w dziejach muzyki. – Jest jak smakowity kawał czarnego razowca i gorącego kartofla – powiedziała kiedyś. – Pieśni „Po nocnej rosie" czy „Złota rybka" stały się tradycją wiejskich chat i prowincjonalnych miasteczek. Zabrano mu natomiast ekskluzywność tak ważną dla części snobistycznej elity polskiego kołtuństwa.

W zawodowej działalności towarzyszył jej od scenicznego debiutu, 31 stycznia 1949 r. w Operze Śląskiej w Bytomiu, który spadł na nią niespodziewanie, a ona, jak zawsze potem, potrafiła trudne sytuacje zamienić w swój sukces. Trzeba było nagle zastąpić chorą odtwórczynię roli Halki, zatem Maria Fołtyn wyszła na scenę bez próby i zaśpiewała.

Pierwszą premierą, na którą ją zaproszono, także była „Halka" (sierpień 1949 roku w Operze Bałtyckiej, w oryginalnej inscenizacji Iwa Galla). Jako reżyser również debiutowała „Halką" i to od razu z rozmachem, bo wystawioną w Hawanie w 1971 roku. Tym spektaklem rozpoczęła długą wędrówkę z Moniuszką po świecie, w ciągu następnego ćwierćwiecza przygotowała za granicą 13 premier „Halki" i „Strasznego dworu".

Spektakle w kraju trudno wręcz zliczyć. Poza dwoma sztandarowymi tytułami Moniuszki potrafiła wprowadzić na scenę jego opery mniej znane („Hrabina", „Paria" czy „Verbum nobile"), a nawet kompletnie zapomniane, jak wystawiona po 100 latach „Jawnuta" w Teatrze Wielkim w Warszawie w 1991 roku. Kilkakrotnie przygotowała widowisko muzyczne złożone z pieśni ze „Śpiewników domowych". W jednym z nich, w 1996 roku w Warszawie, Izabella Kłosińska w porywającym, bluesowym stylu zaintonowała „Znaszli ten kraj". Maria Fołtyn uparcie szukała bowiem sposobów na to, by proste melodie Moniuszkowskie stały się atrakcyjne dla współczesnego słuchacza.

Doskonale zdawała sobie sprawę, że opery Moniuszki nie są wdzięcznym tworzywem dla współczesnego teatru. – Ich cechą jest rozwleczenie akcji dramatycznej tak, że niekiedy w ogóle nie daje się tego słuchać – tłumaczyła. – Przesentymentalizowanie opery polskiej, a szczególnie utworów Moniuszki, jest nieszczęściem. To przejęliśmy ze Wschodu. A powinniśmy na te dzieła spojrzeć poprzez weryzm wypracowany przez kulturę zachodnią. Często zresztą utrzymanie tradycji, tzw. wierność, niszczy samo dzieło.

Jako jedna z nielicznych miała odwagę bronić skandalizującej inscenizacji „Strasznego dworu" dokonanej w Operze Narodowej w 1998 roku przez Andrzeja Żuławskiego, którą niemal wszyscy krytycy pod wodzą Jerzego Waldorffa odsądzili od czci i wiary. Doceniła to, że Żuławski nadał postaciom z narodowej opery ludzki wymiar i zdynamizował akcję.

Była otwarta na nowe pomysły, ale szanowała to, co polskie i wyjątkowe. – Moniuszkę należy śpiewać na innym diapazonie niż klasyczny repertuar, ta muzyka potrzebuje dużych głosów – tłumaczyła. – Wejście Miecznika w „Strasznym dworze" odbywa się w polonezowym rytmie, posuwistym krokiem. Tak więc Miecznik musi śpiewać jak prawdziwy pan, wybijając doskonale tekst swojej arii. Charakter tej postaci trzeba od razu pokazać. W muzyce jest on zapisany i nią trzeba się posługiwać. Samo szukanie i analizowanie tekstu niewiele tu pomoże, jeśli ruch sceniczny nie będzie inspirowany muzyką.

Ogromną wagę przywiązywała do tańców w operach Moniuszki. – Na świecie robią ogromne wrażenie, zachwyca elegancja poloneza, arystokratyczność naszych tańców – wyjaśniała. – Powinniśmy to eksponować, nie wszystkie kraje mogą poszczycić się takim dorobkiem przeszłości. Niestety, jak niewielu obecnie młodych tancerzy i choreografów potrafi zatańczyć mazura!

Przystępując na początku lat 90. do zorganizowania I Międzynarodowego Konkursu Wokalnego im. Stanisława Moniuszki, zdawała sobie sprawę, że tą drogą nie da się uczynić z niego kompozytora światowego. Na swoją imprezę potrafiła natomiast spojrzeć w szerszej perspektywie. Chciała, by konkurs promował to, co najwartościowsze w muzyce polskiej, dlatego w programie umieściła utwory innych kompozytorów: Karłowicza, Paderewskiego Szymanowskiego, Lutosławskiego.

Zawsze walczyła o to, by polska sztuka była uniwersalna, nie tracąc narodowego charakteru. Dlatego jej wielkim marzeniem było, aby Krzysztof Penderecki skomponował operę na kanwie arcypolskiego dramatu, jakim jest „Wesele" Stanisława Wyspiańskiego.

Jej nazwisko niezmiennie łączono ze Stanisławem Moniuszką. Ona potrafiła jednak spojrzeć na niego z dystansem, nie uznawała go za najwybitniejszego kompozytora w dziejach muzyki. – Jest jak smakowity kawał czarnego razowca i gorącego kartofla – powiedziała kiedyś. – Pieśni „Po nocnej rosie" czy „Złota rybka" stały się tradycją wiejskich chat i prowincjonalnych miasteczek. Zabrano mu natomiast ekskluzywność tak ważną dla części snobistycznej elity polskiego kołtuństwa.

W zawodowej działalności towarzyszył jej od scenicznego debiutu, 31 stycznia 1949 r. w Operze Śląskiej w Bytomiu, który spadł na nią niespodziewanie, a ona, jak zawsze potem, potrafiła trudne sytuacje zamienić w swój sukces. Trzeba było nagle zastąpić chorą odtwórczynię roli Halki, zatem Maria Fołtyn wyszła na scenę bez próby i zaśpiewała.

Pozostało 81% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"