Ambitny piknik melomanów

Kto myśli, że klasyka jest dla elity, niech jedzie na BBC Proms, tu tysiące ludzi słuchają dzieł Lutosławskiego.

Publikacja: 19.07.2013 02:15

Thomas Adés prowadził orkiestrę podczas środowego koncertu

Thomas Adés prowadził orkiestrę podczas środowego koncertu

Foto: BBC PROMS

Korespondencja  z Londynu

Kiedy Brytyjczycy mówią, że wszystko, co ich, to najlepsze, mają z pewnością rację w przypadku londyńskich Promsów. To najstarszy na świecie festiwal muzyczny, w tym roku stuknęło mu 119 lat. I jedyny taki: skrzyżowanie koncertu z wyrafinowaną, często niełatwą muzyką i wakacyjnego pikniku.

– Od początku grano tu najlepsze rzeczy dla możliwie największej publiczności, ale teraz Henry Wood, który w 1895 roku stworzył Promsy, byłby dumny – mówi dyrektor festiwalu Robert Wright. – Mamy zasięg globalny: 8 tysięcy ludzi na sali, transmisje radiowe w BBC, przekazy na telebimy do Hyde Parku, a potem koncerty można ściągać z Internetu.

Luz i skupienie

„Proms" znaczy tyle co: promenadowe. I zawsze były to koncerty pozbawione sztywnej atmosfery, choć organizowane w sali. Początkowo muzyki słuchano, jedząc i popijając, widzów proszono tylko, by podczas występów wokalnych nie palili papierosów, bo dym przeszkadza śpiewakom. Dziś na widowni panuje niezwykłe skupienie, jakie rzadko się zdarza w filharmoniach, ale w czasie przerwy Royal Albert Hall zamienia się w miejsce piknikowej konsumpcji.

A przecież przez prawie dziewięć tygodni i na prawie stu koncertach, bo taki jest coroczny program, Promsy serwują dzieła wielkie, bez umizgiwania się do publiczności. Od 1927 roku, kiedy organizacją festiwalu zajęło się BBC, jest to nie tylko wielka klasyka, ale i muzyka najnowsza, często utwory specjalnie zamówione.

Festiwal ma program ułożony starannie i z myślą przewodnią. W tym roku jednym z głównych wątków jest muzyka polska ze szczególnym uwzględnieniem Witolda Lutosławskiego. Jego „Wariacje na temat Paganiniego" zagrano w sobotę na inauguracji, a w środę przyszła pora na „Koncert wiolonczelowy". BBC Orchestra dodała do tego „Sinfonię da Requiem" Benjamina Brittena i światowe prawykonanie „Totentanz" Thomasa Adèsa, kompozycji napisanej, jak głosi podtytuł, „dla uczczenia pamięci Witolda Lutosławskiego i jego żony Danuty".

– Nikt w Polsce nie odważyłby się zaproponować takiego zestawu. Bałby się, że ludzie nie przyjdą – mówi Marcin Majchrowski z radiowej Dwójki, która transmitowała ten wieczór z Londynu. A tu wielotysięczna publiczność entuzjastycznie przyjmuje występ wiolonczelisty Paula Watkinsa, zmuszając go do bisu. On nie dał się długo prosić i błyskotliwie zagrał jeszcze „Wariację Sacherowską" Lutosławskiego.

Najgoręcej klaszczą ci, którzy stoją na parterze, gdzie w innych salach rozmieszcza się fotele o najdroższych cenach biletów. Bo i sam Royal Albert Hall mieszczący 8 tysięcy widzów to miejsce niezwykłe. Jest skrzyżowaniem rzymskiego amfiteatru, cyrku i teatru elżbietańskiego, gdzie część widzów oglądała przedstawienia, stojąc. Na BBC Proms te miejsca cieszą się szczególnym wzięciem, sprzedaje się na nie 1400 miejscówek po 5 funtów. I można wysłuchać na przykład czterech części „Pierścienia Nibelunga" Wagnera, pod dyrekcją Daniela Barenboima.

– 20 funtów za 16 godzin Wagnerowskiego arcydzieła w trakcie czterech wieczorów i w takim wykonaniu to chyba nie jest wygórowana cena? – zadaje retoryczne pytanie dyr. Wright i dodaje: – Oczywiście, musimy sprzedać jak najwięcej biletów. Nasz budżet to dziewięć milionów funtów, pięć daje BBC, resztę trzeba zdobyć. Nie ma jednak za trudnej muzyki, kiedy publiczność wie, że oferujemy wyłącznie tę dobrą i w świetnym wykonaniu.

Podczas środowego koncertu to, co najlepsze, było firmowane nazwiskiem Lutosławskiego. Mimo że w wielkiej przestrzeni Royal Albert Hall zagubił się dramatyzm jego „Koncertu wiolonczelowego" i tak zaćmił Brittena, choć to narodowy kompozytor Brytyjczyków, oraz „Totentanz". A przecież czterdziestoletni Thomas Adès, który dyrygował przez cały wieczór, jest bardzo popularną postacią brytyjskiej sztuki. Prawykonanie jego utworu, w którym odnaleźć można echa XX-wiecznej muzyki, od Mahlera do Lutosławskiego, uświetnił jeszcze udział wspaniałego barytona Simona Keenlyside'a i równie znakomitej, choć mniej sławnej Christianne Stotijn.

Polska dominacja

Kolejne dni przyniosą inne polskie wydarzenia. W czwartek walijska BBC Orchestra zagrała „III Symfonię" Szymanowskiego, w piątek wystąpi Jan Lisiecki, a potem będą prezentacje Panufnika, Pendereckiego czy Góreckiego. Głównym bohaterem pozostanie jednak Witold Lutosławski. Brytyjczycy zawsze chętnie go słuchali, a on nieraz dyrygował na Promsach. – I robił to z przyjemnością, nie narzekał na akustykę Royal Albert Hall – dodaje Robert Wright. Tę zresztą poprawiono w naszych czasach, podwieszając pod sufitem kilkanaście talerzy wyglądających niczym olbrzymie grzyby.

– Dla nas liczy się to, że Rok Lutosławskiego wywołał w świecie zainteresowanie powstającą obecnie polską muzyką – mówi Ewa Bogusz- -Moore z Instytutu Adama Mickiewicza, który wspiera obecność Polski na tegorocznych Promsach. – Musimy to wykorzystać.

Korespondencja  z Londynu

Kiedy Brytyjczycy mówią, że wszystko, co ich, to najlepsze, mają z pewnością rację w przypadku londyńskich Promsów. To najstarszy na świecie festiwal muzyczny, w tym roku stuknęło mu 119 lat. I jedyny taki: skrzyżowanie koncertu z wyrafinowaną, często niełatwą muzyką i wakacyjnego pikniku.

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla