Festiwal ma program ułożony starannie i z myślą przewodnią. W tym roku jednym z głównych wątków jest muzyka polska ze szczególnym uwzględnieniem Witolda Lutosławskiego. Jego „Wariacje na temat Paganiniego" zagrano w sobotę na inauguracji, a w środę przyszła pora na „Koncert wiolonczelowy". BBC Orchestra dodała do tego „Sinfonię da Requiem" Benjamina Brittena i światowe prawykonanie „Totentanz" Thomasa Adèsa, kompozycji napisanej, jak głosi podtytuł, „dla uczczenia pamięci Witolda Lutosławskiego i jego żony Danuty".
– Nikt w Polsce nie odważyłby się zaproponować takiego zestawu. Bałby się, że ludzie nie przyjdą – mówi Marcin Majchrowski z radiowej Dwójki, która transmitowała ten wieczór z Londynu. A tu wielotysięczna publiczność entuzjastycznie przyjmuje występ wiolonczelisty Paula Watkinsa, zmuszając go do bisu. On nie dał się długo prosić i błyskotliwie zagrał jeszcze „Wariację Sacherowską" Lutosławskiego.
Najgoręcej klaszczą ci, którzy stoją na parterze, gdzie w innych salach rozmieszcza się fotele o najdroższych cenach biletów. Bo i sam Royal Albert Hall mieszczący 8 tysięcy widzów to miejsce niezwykłe. Jest skrzyżowaniem rzymskiego amfiteatru, cyrku i teatru elżbietańskiego, gdzie część widzów oglądała przedstawienia, stojąc. Na BBC Proms te miejsca cieszą się szczególnym wzięciem, sprzedaje się na nie 1400 miejscówek po 5 funtów. I można wysłuchać na przykład czterech części „Pierścienia Nibelunga" Wagnera, pod dyrekcją Daniela Barenboima.
– 20 funtów za 16 godzin Wagnerowskiego arcydzieła w trakcie czterech wieczorów i w takim wykonaniu to chyba nie jest wygórowana cena? – zadaje retoryczne pytanie dyr. Wright i dodaje: – Oczywiście, musimy sprzedać jak najwięcej biletów. Nasz budżet to dziewięć milionów funtów, pięć daje BBC, resztę trzeba zdobyć. Nie ma jednak za trudnej muzyki, kiedy publiczność wie, że oferujemy wyłącznie tę dobrą i w świetnym wykonaniu.
Podczas środowego koncertu to, co najlepsze, było firmowane nazwiskiem Lutosławskiego. Mimo że w wielkiej przestrzeni Royal Albert Hall zagubił się dramatyzm jego „Koncertu wiolonczelowego" i tak zaćmił Brittena, choć to narodowy kompozytor Brytyjczyków, oraz „Totentanz". A przecież czterdziestoletni Thomas Adès, który dyrygował przez cały wieczór, jest bardzo popularną postacią brytyjskiej sztuki. Prawykonanie jego utworu, w którym odnaleźć można echa XX-wiecznej muzyki, od Mahlera do Lutosławskiego, uświetnił jeszcze udział wspaniałego barytona Simona Keenlyside'a i równie znakomitej, choć mniej sławnej Christianne Stotijn.
Polska dominacja
Kolejne dni przyniosą inne polskie wydarzenia. W czwartek walijska BBC Orchestra zagrała „III Symfonię" Szymanowskiego, w piątek wystąpi Jan Lisiecki, a potem będą prezentacje Panufnika, Pendereckiego czy Góreckiego. Głównym bohaterem pozostanie jednak Witold Lutosławski. Brytyjczycy zawsze chętnie go słuchali, a on nieraz dyrygował na Promsach. – I robił to z przyjemnością, nie narzekał na akustykę Royal Albert Hall – dodaje Robert Wright. Tę zresztą poprawiono w naszych czasach, podwieszając pod sufitem kilkanaście talerzy wyglądających niczym olbrzymie grzyby.