Marcina Świetlickiego równie często jak na koncertach można spotkać na festiwalach książki, choćby kryminałów, które pisze, ale na szczęście tworzy również z myślą o Świetlikach. Przez osiem lat, jakie minęły od wydania „Las putas malencolicas" z udziałem Bogusława Lindy, napisał tak dużo, że wierszy starczyło na dwie płyty.
Zajawia je przewrotnie wesoła okładka, na której zamieszczono zbiorowy portret zakonnic. Już pierwsza kompozycja wprowadza nas w krakowską aurę – oto współcześni bardowie wzięli na warsztat fragment z „Wesela" Stanisława Wyspiańskiego. Muzyka jest świetna – fortepianowa, wzmocniona nowofalowym basem.
Jeszcze mocniej wypada „Alkohol" z refrenem „w moim domu nie ma problemu z alkoholem". Następuje po nim sarkastyczna pointa ujawniająca, że podmiot liryczny pije na mieście. Towarzyszy jej kakofonia spod znaku porannego kaca i białych myszek, a chwilę potem Świetlicki jeszcze raz potwierdza, że jest mistrzem suspensu. Zdradzić go, rzecz jasna, nie mogę.
„Domikana" to sarkastyczna piosenka o kobietach zdradzanych przez mężów, narzeczonych, kochanków. One odgrażają się odejściem i życiem u boku nowego faceta, a ostatecznie zadowalają się wyjazdem na słoneczną wyspę.
Świetlicki jest nie tylko brutalem i cynikiem. „Pierwszy dzień średniowiecza" to muzyczny obraz jak z Salvadora Dalego, absurdalne przetworzenie średniowiecznych motywów – ukochanej i rycerza. Wyobrażenie Boga spoglądającego na świat zza chmury, gdzie gra w szachy, jest już całkiem współczesne.