Przekonałem się o własnej ignorancji. Ale jednocześnie Chomsky pomógł mi siebie polubić. Może nie jest aż tak źle, skoro mogę dotrzymać kroku jego wywodom i potrafię je zilustrować, a więc zrozumieć. On prowokował mnie do myślenia. O języku, o społeczeństwie, o świecie, o imponderabiliach, nawet o śmierci.
Zawsze miałam pana za artystę, który kocha śnić, ma fantazję, wierzy w intuicję, nawet podświadomość, a próbuje uciec od rzeczywistości i naukowej logiki.
To prawda, ale moją wyobraźnię może poruszyć dokument o uniwersum. Powieści nudzą mnie koszmarnie, a nigdy nie czuję się znużony, czytając naukowe dysertacje na interesujące mnie tematy. Jednocześnie rzeczywiście kocham zaglądać w sny. Sam, gdy pracuję, żyję jak we śnie, zapominam o codzienności.
A gdy pan nie pracuje, lubi zwykłe życie? Co pan robi w wolnym czasie?
Lubię być z synem. Zawsze lubiłem. Kiedy miał 11 lat, przyjechał ze mną do Nowego Jorku, gdzie kręciłem film. Powiedziałem: „Możesz zostać, ale zero telewizji i gier wideo". Za to oglądaliśmy filmy. Wszystkie. Nie wprowadziłem żadnej cenzury. Rysowaliśmy też komiksy, graliśmy na różnych instrumentach. Teraz Paul jest dorosły, poszedł własną artystyczną drogą. Kocham obserwować, jak różny jest ode mnie i jak radzi sobie w życiu. Poza tym w wolnym czasie spotykam się z przyjaciółmi. I oczywiście z moją obecną partnerką. A jak chcę pobyć sam, to maluję.