Reklama

„Szopy w natarciu”: Zwierzęta kontra cywilizacja

Japoński film animowany „Szopy w natarciu” stworzony przez Studio Ghibli opowiada o jenotach, które bronią swojego domu mimo że z natury są bardzo leniwe. Film miał premierę w latach 90., ale Gutek Film zdecydował się tego lata wprowadzić go do polskich kin.

Publikacja: 18.07.2025 17:00

„Szopy w natarciu”, reż. Isao Takahata, dys. Gutek Film

„Szopy w natarciu”, reż. Isao Takahata, dys. Gutek Film

Foto: mat.pras.

Zmianę przyniosła pandemia. Gdy po cofnięciu obostrzeń kina wznowiły działalność, przez pewien czas funkcjonowały w ograniczonym zakresie, udostępniając widzom jedynie część miejsc na salach. A że brakowało im repertuaru (wytwórnie wstrzymywały się z blockbusterami), chętnie sięgały po stare przeboje i produkcje nieoczywiste. A ludzie je oglądali.

Reklama
Reklama

Ta moda – istniejąca na Zachodzie od lat, ale nigdy aż na taką skalę – trwa do dziś. Nie ma miesiąca, by do polskich kin nie trafiło kilka wiekowych produkcji. Rocznica powstania, retrospektywa dzieł zmarłego twórcy, premiera kolejnej odsłony: każdy powód jest dobry, by wprowadzić na ekrany jakiś stary film. Tylko ostatnio mieliśmy przegląd twórczości Davida Lyncha, kultową „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”, słynną „Amelię”, a także „28 dni później”. Teraz zaś debiutują „Szopy w natarciu”, pochodząca z 1994 roku animacja zasłużonego Studia Ghibli z Japonii.

Czytaj więcej

Stare kino jest jak dobre wino i coraz popularniejsze

Stare filmy znów w kinach: „Teksańska masakra piłą mechaniczną”, „Amelia”, „28 dni później”, a teraz „Szopy w natarciu”

Bohaterami filmu są nie tyle szopy, co jenoty zwane w Japonii „tanuki”. W tamtejszych wierzeniach i baśniach to stworzenia magiczne, posiadające umiejętność przybierania dowolnych kształtów i tworzenia iluzji. I te zdolności bardzo im się przydadzą, gdy na zamieszkane przez nie wzgórza Tama dotrze cywilizacja. A wraz z nią koparki i buldożery szykujące tereny pod nowe osiedla rozrastającego się Tokio.

„Szopy w natarciu” opowiadają historię heroicznej walki tych zwierząt o własny dom. Drogą do sukcesu ma być sabotowanie prac budowlanych, a to wymaga od jenotów odpowiedniego wyszkolenia i perfekcyjnego opanowania zdolności transformacji. Większość tanuki, z natury bardzo leniwych stworzeń, nie jest w stanie podołać temu wyzwaniu. Nieliczne stają na wysokości zadania, próbując za wszelką cenę zniechęcić ludzi do niszczenia lasu.

Reklama
Reklama

Reżyser Isao Takahata snuje tę opowieść w kronikarskim stylu, z dokumentalną wręcz narracją i umiejętnie wplecionymi telewizyjnymi relacjami pokazującymi wydarzenia z perspektywy ludzi. Od siebie dodaje mocne ekologiczne przesłanie, obraz zniszczeń, jakie wyrządza ekosystemom nasza cywilizacja. Ten realizm zestawia jednak z warstwą magiczną, nie zawsze czytelną dla europejskiego widza. Bo kto u nas wie, że filmowe jenoty wstrzymujące się w imię wyższego dobra od płodzenia dzieci są jednocześnie symbolem płodności i mają zdecydowanie zbyt duże jądra?

Zresztą Takahata sięga tu głębiej i łączy degradację przyrody z upadkiem dawnych wierzeń. Ze wzgórz znikają przecież nie tylko drzewa, ale i święte miejsca, figury przeszłych bóstw, a nawet sanktuaria. Jenoty skutecznie bronią się przed ludźmi jedynie na odległych wyspach, gdzie za sprawą magii podtrzymują wiarę miejscowych. W miastach takich jak Tokio ich iluzje traktowane są jak jarmarczne sztuczki i nie wywołują oczekiwanego efektu. Stąd tanuki skazane są na przegraną.

Czytaj więcej

„F1: Film” z Bradem Pittem jako przejaw desperacji Apple Studios. Czy to hit?

„Szopy w natarciu” – animacja tradycyjna, nieskalana komputerami

„Szopy w natarciu” robią wrażenie również dlatego, że są animacją tradycyjną, nieskalaną modnymi obecnie komputerami. Armia rysowników zatrudnionych do mozolnego tworzenia kolejnych kadrów wykonała mrówczą, lecz imponującą pracę. Stworzyła mroczną wizję świata, pozbawioną słodyczy typowej dla amerykańskich produkcji. To klasyczny japoński styl, typowy dla anime, choć widać tu również inspirację brytyjskim „Wzgórzem królików” z 1978 r. Zresztą i historia jest tu bliźniaczo podobna, oba tytuły wzajemnie się uzupełniają i wspólnie wołają o rozsądek.

Czy ich twórcy zostali wysłuchani? Czy dziś inaczej traktuje się zwierzęta z terenów przeznaczonych pod inwestycje? Podejrzewam, że głosy byłyby tu podzielone. Na pewno jednak to ważny temat – i dlatego takie produkcje jak „Szopy w natarciu” o nim przypominają. Starają się służyć sprawie.

Zmianę przyniosła pandemia. Gdy po cofnięciu obostrzeń kina wznowiły działalność, przez pewien czas funkcjonowały w ograniczonym zakresie, udostępniając widzom jedynie część miejsc na salach. A że brakowało im repertuaru (wytwórnie wstrzymywały się z blockbusterami), chętnie sięgały po stare przeboje i produkcje nieoczywiste. A ludzie je oglądali.

Ta moda – istniejąca na Zachodzie od lat, ale nigdy aż na taką skalę – trwa do dziś. Nie ma miesiąca, by do polskich kin nie trafiło kilka wiekowych produkcji. Rocznica powstania, retrospektywa dzieł zmarłego twórcy, premiera kolejnej odsłony: każdy powód jest dobry, by wprowadzić na ekrany jakiś stary film. Tylko ostatnio mieliśmy przegląd twórczości Davida Lyncha, kultową „Teksańską masakrę piłą mechaniczną”, słynną „Amelię”, a także „28 dni później”. Teraz zaś debiutują „Szopy w natarciu”, pochodząca z 1994 roku animacja zasłużonego Studia Ghibli z Japonii.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Plus Minus
„Przystanek Tworki”: Tworkowska rodzina
Plus Minus
„Dept. Q”: Policjant, który bał się złoczyńców
Plus Minus
„Pewnego razu w Paryżu”: Hołd dla miasta i wielkich nazwisk
Plus Minus
„Survive the Island”: Między wulkanem a paszczą rekina
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Plus Minus
„Księżyc nad Soho”: Znikający jazzmani
Reklama
Reklama