Festiwal Chopin i jego Europa 2014

Ten wyjątkowy festiwal jest jak życie, czasem pojawia się w nim śmierć lub rodzi nowa gwiazda - pisze Jacek Marczyński.

Publikacja: 01.09.2014 08:54

Chopinowske improwizacje: Tomasz Stańko i Andrzej Chyra

Chopinowske improwizacje: Tomasz Stańko i Andrzej Chyra

Foto: NIFC, Wojciech Grzędziński Woj Wojciech Grzędziński

Dziesiąta edycja festiwalu „Chopin i jego Europa" zaczęła się od smutnej wiadomości. Tuż przed inauguracją zmarł wielki holenderski muzyk Frans Brüggen. Ze swoją Orkiestrą XVIII Wieku, grającą na starych instrumentach, towarzyszył warszawskiej imprezie od początku. Współtworzył jej artystyczną wyjątkowość, miał rzesze fanów wypełniających salę do ostatniego miejsca.

Chopin i jego Europa - czytaj więcej

A potem odwołała przyjazd z powodu choroby Martha Argerich. To kolejna legenda, która od kilku lat nadawała blask warszawskiej imprezie.

Nagłe zastępstwa

„Chopin i jego Europa" jest jednak częścią muzycznego biznesu. A jeśli tak, to niezależnie od życiowych tragedii show musi trwać. I zamiast Marthy Argerich III koncert Prokofiewa zagrał 30-letni Ukrainiec z australijskim obywatelstwem Alexander Gavryluk.

Zobacz galerię zdjęć

Uczynił to brawurowo, z nie mniejszym temperamentem, choć może bez tej finezji, którą legendarna Argentynka zawsze dodaje muzyce. A kiedy na bis jak burza przemknął przez „Marsz weselny" Mendelssohna w utrudnionym po stokroć opracowaniu dawnych gigantów fortepianu – Liszta i Horowitza – publiczność wręcz oszalała. I ma nową gwiazdę. Gavryluk może przyjeżdżać do Polski co roku.

Zespół Fransa Brüggena wystąpił, choć dwa zaplanowane koncerty przejął brytyjski dyrygent Kenneth Montgomery. Tym razem okazało się, jak wiele zależy od tego, kto stoi przy pulpicie. Orkiestra XVIII Wieku zagrała jak zawsze, z cudowną lekkością. Wykonanie na starych instrumentach koncertu fortepianowego Griega (z Aleksiejem Zujewem jako solistą), w którym muzycy odkryli wiele niuansów, było bardzo interesujące. A jednak ulotniła się dawna magia, a i brzmienie orkiestry stało się nieco inne.

Te fakty uświadamiają, że nic nie trwa wiecznie i po dziesięciu latach „Chopin i jego Europa" wchodzi w nowy okres. Zyskał ogromną popularność, w dwa tygodnie sierpnia potrafi przyciągnąć ponad 30 tysięcy widzów. Co więcej, stał się marką rozpoznawalną w świecie. To w dużej mierze dzięki temu festiwalowi Polskie Radio, transmitujące wiele jego zdarzeń, jest dziś obok BBC drugą instytucją, od których światowe radiofonie biorą najwięcej rejestracji koncertowych.

Znacznie ważniejszy jest wszakże inny sukces. Warszawski festiwal odkurzył Chopina, sprawił, że o różne interpretacje warto się spierać. Uruchomił lawinę artystycznych zdarzeń, angażując do nich najlepszych artystów różnych pokoleń.

Szkolny polonez

W ciągu dziesięciu lat festiwal wykreował zjawisko grania Chopina i XIX-wiecznych kompozytorów (w tym zapomnianych polskich twórców) na instrumentach z epoki. Przykładem choćby niemiecki pianista Tobias Koch, który podczas fascynującego recitalu na pięciu starych fortepianach prezentował utwory Chopina i jego rówieśników.

Gdy zabrał się do znanego wszystkim poloneza „Pożegnanie Ojczyzny" Ogińskiego, odnalazł w nim wiele interesujących pasaży, zmian napięć i nastrojów. Niektórzy dostojni profesorowie warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego byli oburzeni, ale Niemiec pokazał nam, że ze szkolnego poloneza można zrobić koncertowy brylant.

Festiwal lubi sprawiać widzom niespodzianki. Tak było, gdy nastrojową, ale pogodną muzyką Tomasz Stańko z zespołem improwizował do żartobliwych fragmentów listów Chopina czytanych przez Andrzeja Chyrę. Być może szykuje się jazzowy album równie udany jak „Wisława" Stańki. Z kolei Maria Pomianowska zwołała artystów z Polski i Norwegii grających na ludowych instrumentach i powstał świetny koncert world music, inspirowanej mazurkami.

Chopin jest wielki i warto go słuchać. Kiedy pewnego wieczoru w Filharmonii Narodowej do fortepianu zasiadła Maria Joao Pires i zaczęła grać jego nokturny, sala zamarła. Chłonęła każdy cudownie krystaliczny dźwięk, poddawała się nastrojowi, a ona roztaczała przed słuchaczami wszystkie odcienie nocy.

Filigranowa, ale wielka siłą artystycznego wyrazu, Portugalka Maria Joao Pires to także ostoja festiwalu. Rozumie jednak, że czas nie stoi w miejscu, więc przywiozła do Warszawy młodego Francuza Juliena Brocala. W nokturnowej nocy był jej świetnym partnerem.

A jednak to dzięki Marii Joao Pires o tej edycji będziemy długo pamiętać. Dzień wcześniej po prostu zahipnotyzowała słuchaczy. Kiedy grała sonatę B-dur Schuberta, sala zamarła, przez prawie godzinę panowała absolutna cisza, wszyscy śledzili pasjonującą narrację muzyki, która dla wielu pianistów byłaby tylko gąszczem nut. Takie interpretacje tworzą legendę każdego wielkiego festiwalu.

Dziesiąta edycja festiwalu „Chopin i jego Europa" zaczęła się od smutnej wiadomości. Tuż przed inauguracją zmarł wielki holenderski muzyk Frans Brüggen. Ze swoją Orkiestrą XVIII Wieku, grającą na starych instrumentach, towarzyszył warszawskiej imprezie od początku. Współtworzył jej artystyczną wyjątkowość, miał rzesze fanów wypełniających salę do ostatniego miejsca.

Chopin i jego Europa - czytaj więcej

Pozostało 91% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla