Zobacz galerię zdjęć
Uczynił to brawurowo, z nie mniejszym temperamentem, choć może bez tej finezji, którą legendarna Argentynka zawsze dodaje muzyce. A kiedy na bis jak burza przemknął przez „Marsz weselny" Mendelssohna w utrudnionym po stokroć opracowaniu dawnych gigantów fortepianu – Liszta i Horowitza – publiczność wręcz oszalała. I ma nową gwiazdę. Gavryluk może przyjeżdżać do Polski co roku.
Zespół Fransa Brüggena wystąpił, choć dwa zaplanowane koncerty przejął brytyjski dyrygent Kenneth Montgomery. Tym razem okazało się, jak wiele zależy od tego, kto stoi przy pulpicie. Orkiestra XVIII Wieku zagrała jak zawsze, z cudowną lekkością. Wykonanie na starych instrumentach koncertu fortepianowego Griega (z Aleksiejem Zujewem jako solistą), w którym muzycy odkryli wiele niuansów, było bardzo interesujące. A jednak ulotniła się dawna magia, a i brzmienie orkiestry stało się nieco inne.
Te fakty uświadamiają, że nic nie trwa wiecznie i po dziesięciu latach „Chopin i jego Europa" wchodzi w nowy okres. Zyskał ogromną popularność, w dwa tygodnie sierpnia potrafi przyciągnąć ponad 30 tysięcy widzów. Co więcej, stał się marką rozpoznawalną w świecie. To w dużej mierze dzięki temu festiwalowi Polskie Radio, transmitujące wiele jego zdarzeń, jest dziś obok BBC drugą instytucją, od których światowe radiofonie biorą najwięcej rejestracji koncertowych.
Znacznie ważniejszy jest wszakże inny sukces. Warszawski festiwal odkurzył Chopina, sprawił, że o różne interpretacje warto się spierać. Uruchomił lawinę artystycznych zdarzeń, angażując do nich najlepszych artystów różnych pokoleń.
Szkolny polonez
W ciągu dziesięciu lat festiwal wykreował zjawisko grania Chopina i XIX-wiecznych kompozytorów (w tym zapomnianych polskich twórców) na instrumentach z epoki. Przykładem choćby niemiecki pianista Tobias Koch, który podczas fascynującego recitalu na pięciu starych fortepianach prezentował utwory Chopina i jego rówieśników.