To już czwarta płyta zespołu, który powstał jako żart studentów Brighton Institute Of Modern Music. Buszując po butikach, kupili ciuchy, które miały wykreować ich na gwiazdy. Zapragnęli grać koncerty i ta muzyczna bajka trwa od lat.
Po raz pierwszy wziął w niej udział perkusista Alexis Nunez, który zastąpił Paula Garreda. Trudno wyrokować, czyja to zasługa, ale w muzyce Kooks od razu zagościło więcej latynowskich rytmów, rytmicznych brzmień funky, fortepianowych pasaży. Słychać to zwłaszcza w piosence „Sweet Emotions" zakończonej właśnie klawiszową codą.
Zmianę mógł zapoczątkować Inflo, 25-letni producent znaleziony przez Luke'a Pritcharda na portalu Souncloud. Lider The Kooks szukał kogoś, kto pomógłby dodać do piosenek klimaty z hip-hopu. Aż tak radykalnie muzyki nie odważył się zmienić, ale dawno nie było płyty o tak czystym, naturalnym, akustycznym brzmieniu. Instrumenty zostały nagrane niezwykle selektywnie, dzięki czemu możemy się rozkoszować muzyką, jakby grupa występowała niedaleko od nas – na scenie kameralnego klubu. Pewnie dlatego Pritchard mówi, że Inflo to „młody Quincy Jones".
– Cieszę się, że udało nam się odzyskać świeżość muzykowania – dodaje Pritchard. – Po raz pierwszy od dawna nie myśleliśmy o tym, o czym będą piosenki i jakie tematy w nich poruszymy. Weszliśmy do studia i pracowaliśmy nad tym, co nam w duszy grało.
Nowe kompozycje brzmią bardziej przebojowo niż wcześniejsze, ale nie można powiedzieć, że są błahe. „It Was London" tematykę ma wręcz punkową. Przypomina zajścia uliczne z 2011 r., kiedy tysiące młodych ludzi na przedmieściach stolicy Anglii wykrzyczało swoją frustrację i gniew. Poszły w ruch kamienie i koktajle Mołotowa.