Kogo lubi Piotr Anderszewski?

Lista kompozytorów, z którymi chce obcować ten pianista jest krótka, a zdarza się, że ich utwory powtarzają się podczas kolejnych występów. Na szczęście Piotr Anderszewski ciągle odkrywa w nich coś nowego, co udowodnił podczas niedzielnego recitalu w Filharmonii Narodowej.

Publikacja: 12.01.2015 12:42

Piotr Anderszewski

Piotr Anderszewski

Foto: Filharmonia Narodowa

Jest bardzo zapracowany. Obecny występ w Polsce był jednym z recitali, jakie zaplanował w styczniu w Europie, w lutym czekają go koncerty w Japonii. W kraju ma tyle fanów, że z trudem można było dostać się do Filharmonii Narodowej, a liczni wielbiciele z wdzięcznością przyjmują wszystko, co zagra.

Tym razem był Bach, Szymanowski i Schumann, a więc wieczór bez niespodzianek. Oni niemal zawsze są obecni w jego programach. Czasami wymieniają się z Beethovenem (pojawił się tym razem na bis), Janačkiem, Bartokiem oraz ewentualnie Mozartem i to byłby właściwie komplet kompozytorów, z którymi obcuje Piotr Anderszewski.

Ma też ulubione utwory. W zestawie niedzielnego recitalu znalazły się zatem „Metopy" Szymanowskiego oraz VI Suita angielska Bacha, stanowiące podstawę programu innego jego warszawskiego występu sprzed kilku lat. A jednak mimo wszystko się nie powtarza, bo to pianista zaskakujący. Czasami tylko skłonność do oryginalnych pomysłów interpretacyjnych kieruje go w nie najlepszym kierunku. Gdy jednak jest w formie, odkrywa przed słuchaczami wspaniałe światy.

Trzy utwory Szymanowskiego inspirowane „Odyseją", a składające się na cykl „Metopy", zagrał w niedzielę olśniewająco. Kompozytor pisząc je, był zafascynowany muzycznym impresjonizmem, ale stworzył coś absolutnie własnego – muzykę ulotną, o ciekawych dźwiękowych plamach i skomplikowanej fakturze. Anderszewski znalazł do niej własny klucz. Nie unikał brzmieniowych kontrastów, wzmocnił tempo, ale zachował niepowtarzalną subtelną migotliwość „Metop".

Klamrę wieczoru tworzył Jan Sebastian Bach. Kiedy w niemal kompletnie wyciemnionej sali Filharmonii Narodowej pojawił się Piotr Anderszewski i usiadłszy do fortepianu, od razu zaczął grać potężną „Uwerturę w stylu francuskim", rozpoczynającą Partitę h-moll, można było odnieść wrażenie, że traktuje swego mistrza z pewną nonszalancja. To był Bach o pięknych fragmentach, a jednocześnie w niektórych momentach za szybki, za głośny i mało zniuansowany.

Wszystkie te uwagi stały się nieważne, gdy w finale Anderszewski zagrał VI Suitę angielską. Jak wiele było w niej delikatności poezji i roztańczenia (w końcu suita to przecież zbiór tańców). To był Bach bardzo intymny i osobisty, a taka interpretacja jest rodzajem zwierzenia, jakim artysta dzieli się z publicznością.

Tym utworem Piotr Anderszewski nawiązał oczywiście do swej ostatniej, niedawno wydanej przez Warnera płyty z trzema innymi suitami angielskimi Bacha. To świetny album, ale „angielski" Bach wysłuchany na żywo w wykonaniu tego pianisty brzmi jeszcze lepiej.

Z kronikarskiego obowiązku odnotujmy jeszcze, że w programie znalazły się „Wariacje na temat własny" Schumanna (odczytane w sposób niesłychanie stonowany) oraz na bis jedna z bagatel Beethovena.

Jacek Marczyński

Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę
Kultura
„Nie pytaj o Polskę": wystawa o polskiej mentalności inspirowana polskimi szlagierami