Piękny testament wielkiego artysty

Wspaniałą mszą Ludwiga van Beethovena dyrygent Nikolaus Harnoncourt w przejmujący sposób pożegnał się ze światem.

Aktualizacja: 20.07.2016 20:18 Publikacja: 20.07.2016 18:37

Nicolaus Harnoncourt: Beethoven Missa Solemnis. Sony Classical, CD, 2016

Nicolaus Harnoncourt: Beethoven Missa Solemnis. Sony Classical, CD, 2016

Foto: materiały prasowe

Każda płyta wydana już po śmierci artysty nabiera szczególnego znaczenia. W przypadku tej sytuacja jest w dwójnasób wyjątkowa.

Latem 2015 roku 85-letni Nikolaus Harnoncourt dał dwa pożegnalne koncerty na festiwalach w Grazu i Salzburgu, by definitywnie zejść ze sceny. Wiedział, że to już koniec przygody z muzyką, która trwała ponad sześć dekad. W marcu przyszła wiadomość o jego śmierci. Teraz ukazała się płyta, będąca zapisem jednego z dwóch ostatnich jego występów.

W swoim życiu słynny Austriak (potomek po kądzieli cesarzowej Marii Teresy) dyrygował utworami wielu kompozytorów i najlepszymi orkiestrami świata. Na pożegnanie wybrał jednak dzieło szczególnie mu bliskie, którym ćwierć wieku temu debiutował na festiwalu w Salzburgu – „Missę solemnis" Beethovena. I także ulubioną, stworzoną przez siebie orkiestrę – Concentus Musicus Wien.

Tak oto stary mistrz podarował nam dzieło starego kompozytora, który tę mszę stworzył już u schyłku życia. Beethoven nigdy nie był specjalnie religijny, zawsze bardziej myślał o sobie niż o Bogu. I oto ofiarował Stwórcy „Missę solemnis", o której niejeden muzyk mówi, iż zabrałby ją ze sobą na bezludną wyspę, by rozkoszować się jej głębią i pięknem.

Beethoven nie byłby jednak sobą, gdyby w tym jednym z dwóch utworów religijnych, jakie skomponował, nie przedstawił przede wszystkim człowieka, a nie Boga. Ludzkie sprawy zawsze były mu bliższe. Harnoncourt nie byłby zaś sobą, gdyby ostatniego nagrania nie potraktował jako przypomnienia tego, czego sam dokonał.

Tą interpretacją mszy Beethovena chce nam przekazać, że jako jeden z pierwszych na świecie w połowie XX wieku zaczął inaczej interpretować muzykę dawnych stuleci. Odrzucił romantyczną pompatyczność i egzaltację, w swych zespołach używał instrumentów z epoki, cenił czyste, nieco surowe brzmienie.

Za Harnoncourtem poszło potem wielu, ale to on odmienił nasze spojrzenie na muzykę. Pożegnalna „Missa solemnis" nie odkrywa więc nowych światów, ale ma w sobie szlachetność, jaka zawsze cechowała interpretacje tego artysty. W rzeczach pozornie odczytanych prosto potrafił odnaleźć mnóstwo znaczeń, odcieni, emocji.

Każda płyta wydana już po śmierci artysty nabiera szczególnego znaczenia. W przypadku tej sytuacja jest w dwójnasób wyjątkowa.

Latem 2015 roku 85-letni Nikolaus Harnoncourt dał dwa pożegnalne koncerty na festiwalach w Grazu i Salzburgu, by definitywnie zejść ze sceny. Wiedział, że to już koniec przygody z muzyką, która trwała ponad sześć dekad. W marcu przyszła wiadomość o jego śmierci. Teraz ukazała się płyta, będąca zapisem jednego z dwóch ostatnich jego występów.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kultura
Była dyrektor Zachęty, Hanna Wróblewska, zastępuje Bartłomieja Sienkiewicza
Kultura
Nowości na Zamku Królewskim w Warszawie. Porcelana, obrazy Matejki i van Loo
Kultura
Warszawa: Majówka w Łazienkach Królewskich
Kultura
Plenerowa wystawa rzeźb Pawła Orłowskiego w Ogrodach Królewskich na Wawelu
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Kultura
Powrót strat wojennych do Muzeum Zamkowego w Malborku