Już sam tytuł albumu sugeruje, żebyśmy wzięli sobie „dzień przerwy" od codzienności, rutyny, zgiełku wydarzeń i pogoni za utraconym czasem. Dzień światowej premiery – 7 października nie jest przypadkowy, to najlepsza muzyka na coraz dłuższe, jesienne wieczory. Nie znajdziemy bowiem większej przyjemności niż słuchanie rozmarzonego głosu Norah Jones, córki Raviego Shankara i przyrodniej siostry Anoushki Shankar.
Jazzującymi balladami podbiła serca fanów na całym świecie, debiutując albumem „Come Away With Me". Przebój pod tym samym tytułem napisała przy fortepianie. Taki sam sposób na chwytliwe tematy wykorzystała, pisząc dziewięć piosenek na nowy album „Day Breaks". A że ma fortepian ustawiony w kuchni, mogła komponować, gotując kaszkę maleńkiej córeczce i doglądając dwuipółletniego synka, którego ulubionym zajęciem jest bieganie wokół stołu.
– Norah Jones odkryłem dwa razy – powiedział słynny gitarzysta Pat Metheny w rozmowie z „Rzeczpospolitą" kilka lat temu. – Pierwszy raz usłyszałem ją na kasecie demo, którą dostałem od jakiegoś zespołu, kiedy szukałem perkusisty. Pomyślałem, że ma ładny głos, ale nic z tym spostrzeżeniem nie zrobiłem. Drugi raz usłyszałem ją w klubie w Nowym Jorku i zwróciłem na nią uwagę mojemu menedżerowi. Przyszedł jej posłuchać i stwierdził, że jest interesująca, ale kariery nie zrobi. Wiecie, co się później stało.
Na te same koncerty w nowojorskim klubie trafił ktoś z wytwórni Blue Note Records i polecił Norah prezesowi Bruce'owi Lundvallowi. Ten natychmiast podpisał z nią kontrakt i zapewnił współpracę z ambitnymi producentami. Sukces „Come Away With Me" przeszedł najśmielsze oczekiwania, choć w momencie premiery nic nie zwiastowało takiej popularności.
Album ukazał się w jazzowej wytwórni należącej do koncernu EMI. Norah poleciała na promocję do Londynu, gdzie zainteresowano się nią bardziej niż w USA. Rosnąca lawinowo popularność wokalistki w Europie skłoniła amerykańskich bossów, żeby promować ją w USA jak gwiazdę pop.