Grając z gwiazdami muzyki pop zrozumiałem, jak ważna jest akceptacja publiczności

Rozmowa z Chrisem Bottim. Amerykański trębacz i kompozytor o wizytach w Polsce i swoich inspiracjach

Publikacja: 29.02.2008 01:15

Grając z gwiazdami muzyki pop zrozumiałem, jak ważna jest akceptacja publiczności

Foto: Rzeczpospolita

Rz: W przyszłym tygodniu zagra pan w Polsce cztery koncerty. Czy zauważa pan różnice między reakcjami publiczności w różnych częściach świata?

Chris Botti: Wszędzie podkreślam, że polska publiczność jest najlepsza. Występowałem u was już dwa razy i zawsze czułem specjalne wibracje. W Brazylii, w Ameryce Łacińskiej i np. we Włoszech widzowie reagują bardzo żywiołowo. W Japonii słuchają mnie w skupieniu, a są tam ludzie o ogromnej wiedzy muzycznej i doskonałym rozeznaniu, co ciekawego dzieje się na świecie. Polska publiczność łączy te dwa podejścia do muzyki, jest przy tym bardzo otwarta.

Czy podczas tej wizyty zagra pan utwory z najnowszej płyty „Italia”?

Oczywiście wykonujemy je, ale program koncertu jest zróżnicowany. Będą moje starsze kompozycje, w kilku utworach pojawią się wokaliści. Mam teraz zespół światowej klasy z gitarzystą Markiem Whitfieldem, perkusistą Billym Killsonem, basistą Robertem Hurstem i pianistą Peterem Martinem.

Czy „Italia” jest pana hołdem dla muzyki klasycznej?

Są tu silne inspiracje klasyką, szczególnie włoską. Chciałem nagrać nastrojowy album, nawet staram się grać w klasycznym stylu. Ale są tu również jazzowe motywy.

Słyszałem pana na żywo tylko raz, na festiwalu North Sea w Rotterdamie, i zauważyłem, że charakter pana muzyki na koncertach jest bardziej jazzowy niż na płytach.

Moje nagrania są zaaranżowane i dopracowane w najmniejszych szczegółach. Natomiast na koncercie skupiamy się na improwizacjach. Zachodzą interakcje między muzykami oraz między zespołem a publicznością. Tak działa magia sceny. Chcemy oderwać słuchaczy od tego, co znają z płyt i przenieść w inne muzyczne rejony.

Czy pana muzykę można nazwać smooth jazzem?

Nie wiem, jaką muzykę nazywa się tak w Polsce. W Ameryce zalicza się do tej kategorii nie tylko mnie, ale także takich artystów jak Diana Krall, Norah Jones, Sade, Sting.

U nas to określenie nie cieszy się uznaniem miłośników prawdziwego jazzu.

Nie wiem, co to jest prawdziwy jazz, a co smooth jazz. Mam świetny jazzowy zespół, są w nim jedni z najlepszych muzyków na świecie. Przyjdźcie ich posłuchać. Struktura mojej muzyki, narracja, harmonie i rytmy są podobne do tych, które znamy z albumów Milesa Davisa.

Często wymienia pan Davisa jako swojego głównego inspiratora. Czy dodałby pan jeszcze kogoś?

Występowałem z wieloma popowymi gwiazdami i od każdej nich starałem się czegoś nauczyć. Jestem im wdzięczny, bo dzięki nim sam osiągnąłem sukces. Szkoda że wielu jazzmanów nie ceni takiej współpracy. Mnie otworzyła na aspekt, którego sam początkowo nie zauważałem – akceptacji publiczności. Niektórzy odgrywają temat „Cherokee” i nie oglądają się na to, czy ich interpretacja podoba się, czy nie. Ja wychodziłem na scenę, stawałem obok Joni Mitchell, Paula Simona czy Stinga, by przedstawić moją jazzową wizję ich muzyki i przekonać do niej wielotysięczną publiczność, która jazzu nie zna i nie słucha.

Jak pan myśli, dlaczego Sting zaprosił pana do swojej grupy?

Sting odniósł wielki sukces po zaproszeniu saksofonisty Branforda Marsalisa, jako improwizującego komentatora swoich piosenek. Powiedział mi, że teraz potrzebuje nowego brzmienia i innego instrumentu.

Miles Davis kilka razy kompletnie zmieniał swój styl gry. Czy ma pan takie pokusy?

W pewnym sensie to już się stało, zaczynałem od grania z komputerowymi rytmami, by dojrzeć do akustycznego brzmienia i orkiestrowych aranżacji. Jeśli pyta pan, czy nagrałbym hardrockowy album, odpowiedź brzmi – nie.

Trąbka partnerująca Stingowi

Chris Botti (ur. 1962) poznawał podstawy gry na pianinie pod okiem matki, pianistki i nauczycielki muzyki. Od początku kariery pozostaje pod wpływem Milesa Davisa. Współpracował z artystami jazzu, a także popu i rocka, m.in. Stingiem, Frankiem Sinatrą, Deanem Martinem, Chaką Khan, Paulem Simonem, Rodem Stewartem. Jego najnowszy album „Italia” był nominowany do nagrody Grammy (najlepsza płyta instrumentalna pop). W Polsce występował już ze Stingiem i własnymi zespołami. W poniedziałek zagra w Bielskim Centrum Kultury, we wtorek w Warszawie, a w środę w Gdyni.

Rz: W przyszłym tygodniu zagra pan w Polsce cztery koncerty. Czy zauważa pan różnice między reakcjami publiczności w różnych częściach świata?

Chris Botti: Wszędzie podkreślam, że polska publiczność jest najlepsza. Występowałem u was już dwa razy i zawsze czułem specjalne wibracje. W Brazylii, w Ameryce Łacińskiej i np. we Włoszech widzowie reagują bardzo żywiołowo. W Japonii słuchają mnie w skupieniu, a są tam ludzie o ogromnej wiedzy muzycznej i doskonałym rozeznaniu, co ciekawego dzieje się na świecie. Polska publiczność łączy te dwa podejścia do muzyki, jest przy tym bardzo otwarta.

Pozostało 85% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali