Reklama

Miłość zamknięta w psychiatryku

W tym sezonie modne są reżyserskie debiuty, co jednak bywa ryzykowne

Publikacja: 08.03.2010 01:23

Wioletta Chodowicz ma w sobie ogromną naturalność jako liryczna Rusałka

Wioletta Chodowicz ma w sobie ogromną naturalność jako liryczna Rusałka

Foto: Fotorzepa, Juliusz Multarzyński JM Juliusz Multarzyński

Barbara Wysocka wystawiła w Warszawie „Zagładę domu Usherów” Glassa. Ewelina Pietrowiak po debiutanckim „Jutrze” Bairda bez kompleksów potraktowała w Gdańsku „Halkę” Moniuszki. Akcję przeniosła do kurortu z lat 30. ubiegłego stulecia. A wydarzeniem ma być za tydzień „Oresteja” Xenakisa w Operze Narodowej. Z pomocą greckiego dzieła Michał Zadara chce przedstawić przełomowe momenty w dziejach PRL.

Krzysztof Warlikowski i Mariusz Treliński stają się klasykami, scenę przejmują trzydziestolatki przychodzące z teatru dramatycznego. W operze najważniejszy stał się bowiem reżyser, który z utworem może zrobić właściwie wszystko.

Do debiutantów dołączył w sobotę Tomasz Cyz: w Teatrze Wielkim w Łodzi pokazał „Rusałkę” Antonina Dvořaka. To jednak człowiek z innego świata, współpracował z Mariuszem Trelińskim za jego pierwszej kadencji w Warszawie, ale przede wszystkim jest muzykologiem.

Zaprezentował się jako uważny widz przedstawień Warlikowskiego, Trelińskiego oraz sławnych w Europie inscenizatorów. Spektakl jest zatem zbiorem różnych pomysłów. Zabrakło natomiast własnych umiejętności reżyserskich, które złożyłyby je w zwartą opowieść, a wykonawcom pomogły zbudować wyraziste postaci.

Tomasz Cyz nie chciał pokazać tradycyjnej bajki o rusałce, która pokochała księcia i postanowiła stać się kobietą, co przyniosło tragiczne konsekwencje. „Rusałka” Dvořaka jest zresztą wieloznaczna, to opowieść o miłości niemożliwej do spełnienia, o marzeniach, które pragniemy urzeczywistnić za wszelką cenę, nie bacząc na koszty, jakie przyjdzie nam zapłacić.

Reklama
Reklama

Zabrawszy się do opery niewystawianej w Polsce od ponad pół wieku, Tomasz Cyz nie uczynił niczego, by ukazać jej urok. Akcję przeniósł do szpitala psychiatrycznego (przygnębiająca, ale wyrazista scenografia Borisa Kudlički) i rozegrał ją na pograniczu realności i snu. I jeszcze bardziej pogmatwał, wprowadzając tłum pensjonariuszy i personelu, potrzebny tylko po to, by ożywić statyczność wielu scen. Wszystko toczy się wbrew muzyce, choć Tomasz Cyz potrafi wnikliwie czytać partytury. Udowodnił to świetnymi szkicami w książce „Arioso”.

„Rusałka” Dvořaka ma niezwykły urok muzyczny – jest melodyjna, ale intrygująca, o zróżnicowanych klimatach i świetnie zinstrumentowana. Łódzkie przedstawienie na szczęście to udowadnia. Co prawda w orkiestrowym wstępie muzycy szukali właściwych kluczy intonacyjnych, ale potem dyrygent Łukasz Borowicz ich zdyscyplinował i wspólnie potrafili ukazać wiele barw pasjonującego dzieła Dvořaka.

Wysoki poziom zaprezentowali śpiewacy: Grzegorz Szostak (Wodnik), Katarzyna Hołysz (Księżna) i słowacki tenor Peter Berger (Książę). A Wioletta Chodowicz miała cudowną naturalność jako Rusałka. I tylko Jolanta Bibel mogła wystraszyć widzów rozwibrowanym głosem, ale w końcu była paskudną czarownicą Ježibabą.

Kultura
Artyści w misji kosmicznej śladem Sławosza Uznańskiego-Wiśniewskiego
Kultura
Jan Ołdakowski: Polacy byli w powstaniu razem
Kultura
Jesienne Targi Książki w Warszawie odwołane. Organizator podał powód
Kultura
Bill Viola w Toruniu: wystawa, która porusza duszę
Kultura
Lech Majewski: Mamy fantastyczny czas dla plakatu. Nie boimy się AI
Reklama
Reklama