Barbara Wysocka wystawiła w Warszawie „Zagładę domu Usherów” Glassa. Ewelina Pietrowiak po debiutanckim „Jutrze” Bairda bez kompleksów potraktowała w Gdańsku „Halkę” Moniuszki. Akcję przeniosła do kurortu z lat 30. ubiegłego stulecia. A wydarzeniem ma być za tydzień „Oresteja” Xenakisa w Operze Narodowej. Z pomocą greckiego dzieła Michał Zadara chce przedstawić przełomowe momenty w dziejach PRL.
Krzysztof Warlikowski i Mariusz Treliński stają się klasykami, scenę przejmują trzydziestolatki przychodzące z teatru dramatycznego. W operze najważniejszy stał się bowiem reżyser, który z utworem może zrobić właściwie wszystko.
Do debiutantów dołączył w sobotę Tomasz Cyz: w Teatrze Wielkim w Łodzi pokazał „Rusałkę” Antonina Dvořaka. To jednak człowiek z innego świata, współpracował z Mariuszem Trelińskim za jego pierwszej kadencji w Warszawie, ale przede wszystkim jest muzykologiem.
Zaprezentował się jako uważny widz przedstawień Warlikowskiego, Trelińskiego oraz sławnych w Europie inscenizatorów. Spektakl jest zatem zbiorem różnych pomysłów. Zabrakło natomiast własnych umiejętności reżyserskich, które złożyłyby je w zwartą opowieść, a wykonawcom pomogły zbudować wyraziste postaci.
Tomasz Cyz nie chciał pokazać tradycyjnej bajki o rusałce, która pokochała księcia i postanowiła stać się kobietą, co przyniosło tragiczne konsekwencje. „Rusałka” Dvořaka jest zresztą wieloznaczna, to opowieść o miłości niemożliwej do spełnienia, o marzeniach, które pragniemy urzeczywistnić za wszelką cenę, nie bacząc na koszty, jakie przyjdzie nam zapłacić.