Reklama
Rozwiń
Reklama

Czy Chopin powinien nosić dredy

Płyta Marii Pomianowskiej "Chopin na 5 kontynentach" poróżniła recenzentów "Rz". Spierają się Jacek Marczyński i Paulina Wilk

Publikacja: 03.04.2010 02:27

Maria Pomianowska Chopin na 5 kontynentach CM Records, 2010

Maria Pomianowska Chopin na 5 kontynentach CM Records, 2010

Foto: materiały prasowe

[b]Pro - Jacek Marczyński[/b]

[srodtytul]Mistrz muzyki etnicznej[/srodtytul]

Wśród wielu dokonywanych obecnie prób uczynienia z Chopina bohatera popkultury ta jest wyjątkowo udana. Maria Pomianowska, wybitna znawczyni folkloru, zaprosiła do nagrania płyty przyjaciół muzyków, by razem z nimi udowodnić, iż nasz Fryderyk to po prostu kompozytor muzyki etnicznej, mógłby mieszkać na każdym kontynencie. Najpopularniejsze motywy chopinowskie – walc „Minutowy” czy preludium „Deszczowe” – zostały więc przerobione na melodie świata: od Syberii po Brazylię, od Dalekiego Wschodu po Afrykę. Użyto do tego celu imponującego zestawu etnicznych instrumentów, Maria Pomianowska to zresztą mistrzyni w grze na fideli płockiej czy suce biłgorajskiej (dla niewtajemniczonych: są to nazwy dawnych, zrekonstruowanych polskich instrumentów smyczkowych). Oprócz tego na płycie możemy posłuchać afrykańskiej harfy, irańskich bębnów czy prawdziwej szałamai. Czternaście mile sączących się do ucha utworów pozwala też zrozumieć, dlaczego muzykę Chopina rozumieją wszyscy, niezależnie od dzielących ich różnic kulturowych. A cała płyta idealnie wpisuje się w obchody Roku Chopinowskiego, bo narodowemu twórcy pozwala choć na chwilę zejść z pomnika, na którym ustawili go wdzięczni rodacy.

[b]Kontra - Paulina Wilk:[/b]

[srodtytul]Egzotyczna pozytywka[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Przebieranie Chopina w etniczne łaszki sprawia, że jego muzyka staje się mniej zrozumiała i bardziej obca. Pomysł na płytę jest efektowny, ale mało wartościowy. Chopinowskie motywy zostały przetłumaczone na języki obce, jednak zamiast oryginalnych interpretacji powstała pozytywka, odgrywająca Chopina tyleż barwnie, co powierzchownie. Mam wrażenie, że przy każdym z utworów nakręcany korbką Fryderyk pojawia się w innym etnicznym kostiumie – wystrojony egzotycznie, ale stereotypowo. Jeśli „Chopin w Afryce”, to słychać typowe dla muzyki ludowej chóry. Jeśli „Chopin w Indiach”, to w rytmie hipnotyzującej tabli. Nie dowiedziałam się niczego poza tym, że chopinowskie kompozycje są dość „elastyczne”, by skutecznie wysłać je w świat muzyki perskiej czy japońskiej. Żadna to pociecha – dobry didżej i Beethovena zmiksowałby dziś w rytmie disco. Czasy są takie, że wszystko można przetworzyć, ale ten proces ma swoją cenę. W tym przypadku zatarł się osławiony chopinowski romantyzm i zaklęta w jego utworach słowiańska dusza. Padły ofiarą eksportowej polityki kulturalnej. Może za sprawą tego albumu komuś w afrykańskiej wiosce Chopin wyda się bliski, szkoda tylko, że nam trudno go będzie rozpoznać.

Kultura
Nagroda Turnera dla artystki w spektrum autyzmu. Dzięki Nnenie pęknie szklany sufit?
Kultura
Waldemar Dąbrowski znowu na czele Opery, tym razem w Szczecinie
Kultura
Sztuka 2025: Jak powstają hity?
Kultura
Kultura 2025. Wietrzenie ministerialnych i dyrektorskich gabinetów
Kultura
Liberum veto w KPO: jedni nie mają nic, inni dostali 1,4 mln zł za 7 wniosków
Materiał Promocyjny
W kierunku zrównoważonej przyszłości – konkretne działania
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama