Adriano Celentano kończy dziś 75 lat.
Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"
Zapoznał rodaków z rock and rollem, dziś jest dla nich skrzyżowaniem Boba Dylana, Elvisa Presleya i Leonarda Cohena. Tyle że nie przeszedł do historii jak giganci zza oceanu. Wszędzie go pełno. Dla jednych jest guru, sumieniem i najwyższym autorytetem. Dla innych naiwnym i szkodliwym lewakiem. Ale analizą tego, co powiedział Celentano, zajmują się potem intelektualne autorytety i politycy. „Zupełnie nieźle jak na faceta, który skończył 7 klas, co?” – spytał w wywiadzie.
Chłopak z via Gluck
Przyszedł na świat w Mediolanie. Adres zna każdy Włoch dzięki autobiograficznemu, nostalgicznemu przebojowi „Chłopak z via Gluck”. Rodzice za chlebem przybyli do miasta z rolniczej Apulii. W domu nie przelewało się. Adriano porzucił szkołę w wieku niecałych 14 lat, by zająć się pracą. Często fizyczną, choć najwięcej przyjemności sprawiło mu terminowanie u zegarmistrza. Do dziś lubi grzebać w starych zegarkach.
Stracił głowę dla rock and rolla, gdy w 1955 r. na ekrany wszedł amerykański film „Blackboard Jungle” z „Rock around the clock” zupełnie nieznanego wówczas we Włoszech Billa Halleya. Z kilkoma rówieśnikami założył zespół rockowy, w którym śpiewał amerykańskie przeboje, podkładając własne słowa po włosku, bo ani on, ani żaden z kolegów nie znali angielskiego.