Rz: Wystąpi pan w trio z Zakirem Husseinem i Erikiem Harlandem. W jakich okolicznościach powstał ten zespół?
Charles Lloyd: Z Zakirem zagrałem pierwszy raz w katedrze w San Francisco zaraz po wydarzeniach z września 2001 r. W trio spotkaliśmy się trzy lata później na koncercie poświęconym pamięci mojego przyjaciela, mistrza perkusji Billy’ego Higginsa. Czułem, że właśnie ich sugeruje mi „z tamtej strony”, ponieważ uosabiają jego radość życia i miłość do muzyki. Nazwaliśmy ten zespół Sangam, jak miejsce, gdzie w Indiach zbiegają się trzy rzeki: Jamuna, Saraswati i Ganges. Dla nas, członków zespołu, Sangam oznacza trzy inne rzeki: Ganges, Missisipi i Rio Grande, bo nad nimi się urodziliśmy. Album „Sangam” nagraliśmy na żywo w moim mieście Santa Barbara, w pięknym starym Teatrze Lobero. W Bielsku zagramy w kościele, więc też spodziewam się szczególnej atmosfery.
Czy grając z dwoma perkusistami, odchodzi pan od tradycji jazzowego tria?
Nie myślę o tym zespole w kategoriach tradycyjnego pojmowania jazzu. Wykonujemy muzykę improwizowaną z silnym aspektem world music. Eric i ja wyszliśmy z jazzu, a Zakir – z indyjskiej muzyki klasycznej. Ale nie zawężamy się do tego, co znamy. Spotkaliśmy się na drodze kreatywnego tworzenia nowej muzyki.
Jaką rolę pełnią instrumenty perkusyjne w tym zespole?