Materiał zebrany przez autorkę, który drukiem ukaże się w kwietniu, posłużył już w ubiegłym roku za kanwę filmu dokumentalnego Marii Zmarz-Koczanowicz. To zapis rozmów z ludźmi, którzy w 1968 roku byli zmuszeni do wyjazdu z Polski. Dworzec Gdański w Warszawie stał się dla nich miejscem pożegnań z najbliższymi.
„W systemie, w którym obowiązują zasady kampanijności, pierwszy sekretarz daje pierwsze uderzenie. Jest ono wskazaniem kierunku dla aparatu partyjnego – wspomina dramatyczne wydarzenia jeden z rozmówców Torańskiej (dziennikarkę gra Ewa Dałkowska). – Aparat ten kierunek podchwytuje, daje wytyczne, nadaje mu kształt w terenie i kampania propagandowa się rozrasta. Każda instytucja, każda fabryka, każdy urząd musi się wykazać. W przypadku sprawy żydowskiej doszedł jeszcze jeden element, który nadał jej większy, niż przewidywano, rozpęd – wyzwolono oddolny żywiołowy antysemityzm”.
Wielka szkoda, że Wojciech Pszoniak tak rzadko występuje w słuchowiskach
Reżyser Andrzej Piszczatowski przeplata wspomnienia bohaterów spektaklu fragmentami ohydnych przemówień Gomułki. Wzruszają marcowe piosenki pisane przez ówczesnych studentów. Jak ta rozpoczynająca się od słów: „Przyjaciele żegnani na dworcach, na peronach, lotniskach o świcie, zabieracie w podróżnych swych workach część mojego życia. Zabieracie ją tak bez pytania, jak zabiera się z sobą koszule, przyjaciele od rozstawania, widzę was jeszcze w tłumie...”.
Relacje emigrantów są wolne od patosu, wręcz przeciwnie – znajdziemy w nich wiele pozytywnych emocji, które kojarzą im się z dawną ojczyzną. Jedna z bohaterek opowiada: „Po roku uciekłam z Izraela, bo tęskniłam za Europą. Za kulturą, w której się rozeznaję, za europejską przyrodą, za starymi domami, kawiarniami. Jeździłam po różnych krajach i szukałam dla siebie miejsca. Dostałam list od przyjaciół ze Sztokholmu. Pisali, że przyjechał teatr z Warszawy i grają „Niech no tylko zakwitną jabłonie”. Czytałam i płakałam. Wybrałam Szwecję”.