Jestem trochę zaskoczony, że to już pięć lat, bo wydawało mi się, że Radio Nowy Świat dopiero co powstało. Pani też tak szybko ten czas minął?
Ciekawe, czy pyta pan dlatego, że tak szybko panu leci czas, czy może pamięta pan, jak na początku naszego istnienia „wybitni” eksperci mówili: „Trzy miesiące i po nich”?
A pani się nie bała, że się nie uda?
Najbardziej się obawiałam, co się stanie, jeżeli ze zbiórki wpłynie nam np. 100 tys. zł – dużo pieniędzy, ale jednak za mało, żeby zrobić radio. I co wtedy, jak to oddać, jak się uczciwie zachować, kiedy wpłaty będą po 10 zł? Akurat kiedy to się działo, był środek pandemii, więc wymyśliłam, że w razie czego przekażemy te pieniądze na służbę zdrowia. I wtedy poczułam się spokojniej.
Na początku mieliście pieniądze tylko ze zbiórki czy jeszcze jakieś inne?
Nie, absolutnie wszystko pochodziło ze zbiórki. Ogłosiliśmy ją 16 kwietnia 2020 r. I założyliśmy, że ruszymy z pięciogodzinnym programem przez pięć dni w tygodniu, gdy zbierzemy 250 tys. zł. A po trzech dniach mieliśmy już 600 tys. zł. Z jednej strony – wielka radość, z drugiej – niepokój, bo zrozumieliśmy, że słuchacze chcą prawdziwego radia, pełnowymiarowego. A radio to ludzie – jak ich teraz zebrać? Pracowałam wiele lat w radiu publicznym, wiedziałam, że taka pełnowymiarowa stacja, choćby na samym początku, potrzebuje przynajmniej 50–60 osób. Gdzie ich szukać, czy proponować tym, z którymi aktualnie rozstały się inne stacje? Bo przecież nikogo, kto ma bezpieczne zatrudnienie, nie wyciągnie się do czegoś kompletnie nieznanego. A wolnych potrójkowych dziennikarzy było ledwie parę osób: Anka Krakowska, Wojciech Mann, Jan Chojnacki, Jerzy Sosnowski, Wagle czy Marcin Kydryński. Jedyne, co mogłam zrobić, to stworzyć zupełnie nowy zespół...
…z młodych ludzi.
Wiedziałam, że albo wychowamy sobie ten zespół, albo nic z tego nie wyjdzie. Jedyny minus takiego rozwiązania to początki i uczenie młodych „na żywym organizmie” radia. Uznaliśmy jednak, że skoro nasi patroni tak hojnie nas obdarowywali, to jak im się wytłumaczy, że tych młodych, którzy muszą się wszystkiego dopiero nauczyć, trzeba wspierać, chwalić i kochać, to i w tym nas wesprą. Ogłosiliśmy więc nabór. Nie byłam jednak pewna, ile osób się zgłosi. Tymczasem spłynęło ponad 2 tys. zgłoszeń. W każdym było CV, list motywacyjny i dźwiękowe demo. Ogrom pracy – czytanie, słuchanie i ocenianie.
Potem był „Próbny lot”.
Nazwę tej audycji wymyślił Wojciech Mann, żeby wytłumaczyć słuchaczom pewne niedociągnięcia. A młodzi już przez patronów zostali nazwani „lotnikami”. Przez wiele tygodni siedziałam z nimi w studiu jako pogotowie ratunkowe, w razie gdyby ktoś się zdenerwował, popłakał, bo przecież to były osoby bardzo młode, a nawet nastoletnie.