Poprzedni tom opowiadał o dzieciństwie w ostatnich latach PRL. Pokazywał nie tylko grozę, ale i śmieszność tamtej rzeczywistości. Śledziński (rocznik 1978), założyciel komiksowego pisma „Produkt”, jest dziś jednym z najważniejszych krajowych rysowników. Ma wyrazisty styl, inteligentnie komponuje kadry i potrafi zajmująco opowiadać.
Rok 1990 zaczął się od zmian. Na porośniętym dotąd chaszczami podwórku wyrósł plastikowy kiosk, w którym można kupić zagraniczne batony. Towar luksusowy stał się nagle dostępny.
Tak pierwsze dni transformacji zapamiętał „Śledziu”. I narysował swoje wspomnienia dynamiczną, celowo niedbałą kreską, niektóre kadry zapełniając krzykliwymi kolorami. Świat nabrał przecież barw i tempa.
Introwertyczny bohater, dotąd niewyściubiający nosa z książek, poznał bandę chłopaków podobnie jak on zafascynowanych komputerami. Umiejętności outsidera doceniono, ale nie stał się przez to mniej samotny.
Jest w tym komiksie miejsce na pierwszą miłość, egzamin maturalny, histerię spowodowaną śmiercią pokoleniowego idola Curta Cobaina z Nirvany. Właściwie wszystko to, co sama zapamiętałam z licealnych czasów. „Śledziu” kapitalnie potraktował temat. Nie ograniczył się do prostego zapisania wspomnień. Swoje historie opowiedział z powagą, naiwnością, „obiektywizmem”. Osiągnął dzięki temu zdumiewająco komiczny efekt.