Nim zajmiemy się piątkowym koncertem The Ukrainians w CDQ, warto odpowiedzieć na jedno niełatwe pytanie. Co łączy Polskę z Ukrainą? Optymiści powiedzą, że wspólna, sięgająca XIV wieku, historia. Pesymiści – iż stopień przygotowania do Euro 2012. Pragmatycy wskażą na linię między elektrownią jądrową w Chmielnicku a stacją energetyczną w Rzeszowie oraz tanie linie lotnicze. Utopiści będą mówić o strategicznym sojuszu. Na tym tle fakt, że za sprawą rogatych dusz w podobny, ujmujący sposób tęsknimy za porzucaną nie bez powodu ojczyzną, wyda się odpowiedzią błahą i naciąganą. A szkoda, bo to jeden z głównych powodów, dla których warto wpaść na koncert ukraińsko-brytyjskiej grupy Petera Solowki – The Ukrainians.
Są oczywiście przyczyny bardziej merytoryczne. Wielka wyobraźnia muzyczna, rozwinięta jeszcze od czasów słynnego projektu The Wedding Present, dzięki której połączenie folku, rocka, punka i klasyki wypada naturalnie, a przy tym przekonująco. Coraz rzadszy dar przekładania uczuć na wersy, a wersów na plastyczne opowieści, w pełni uwidoczniony w wydanym niedawno u nas albumie „Diaspora”. 75 tysięcy widzów oklaskujących muzyków podczas występu w Kijowie. Zwyczajowo doskonała forma podczas grania w Polsce, czego najlepszym dowodem świetny krążek „Live in Czeremcha”. Ale i tak emigranckiego bluesa sprowadzającego nas do wspólnego mianownika słowiańskiej nostalgii nic nie przebije.
Kto pragnie dociec jej źródeł, powinien bacznie obserwować rozpoczynający się w piątek cykl warsztatów tradycyjnych pieśni ukraińskich. Wprawdzie Państwowe Muzeum Etnograficzne informuje, iż zapisy są już zamknięte, ale warto spróbować. Nawet jeśli nie uda się w nich uczestniczyć, być może nadarzy się okazja, by zadać parę pytań dwójce prowadzących etnomuzykologów – Tatianie Sopilce i Jurijowi Pastuszence. Ich bogaty zbiór pieśni – lirycznych, humorystycznych, świętojańskich, kozackich – to spuścizna, wokół której nie powinno się przechodzić obojętnie.