Wokalistyka jest nieodłącznym elementem jazzu od samych jego początków. Korzenie śpiewu sięgają afrykańskich pieśni pochwalnych zwanych yarum. W Ameryce przeniknęły do bluesa i ragtime’u, pojawiły się w operze Scotta Joplina „Treemonisha” z 1909 r.
W latach 30. ubiegłego wieku wokaliści stali się gwiazdami big-bandów przygrywających do tańca. Wówczas zaczęły się kariery obdarzonego aksamitnym barytonem Binga Crosby’ego i Louisa Armstronga, którego znakiem rozpoznawczym stała się charakterystyczna chrypka w głosie. Obaj wywarli wielki wpływ na wszystkich wokalistów, nie tylko jazzowych. Armstrong grał na trąbce równie dobrze, jak śpiewał, czego dowodem jest zamieszczona na tym albumie słynna „Ramona”.
Wokalnymi popisami wzbogacał występy swojej orkiestry Cab Calloway, cieszący się powodzeniem przez kilka dekad. A pierwszy film dźwiękowy wyprodukowany w Hollywood z Alem Jolsonem w roli tytułowej nosił tytuł „Śpiewak jazzbandu”.
Największą sławę w interpretowaniu jazzowych standardów osiągnął jednak Frank Sinatra. Jego ballady „Three Coins in the Mountain” czy „Love is a Tender Trap” są niedoścignionym wzorem doskonałości, mają przy tym naturalną lekkość.
Na dwóch płytach znajdziemy również piosenki zapomnianych już nieco wykonawców, m.in. Mela Tormé, Billego Eckstine’a czy Big Joe Turnera. Posłuchajmy, jak ujmująco i dobitnie potrafili oddać uczucia i sens zawarty w tekstach.