- Nie, nigdy o tym nie myślałam. To następstwo wypadku, jakiemu uległam. W szpitalu poddałam się terapii przez muzykę, która pozwoliła mi wrócić do normalnego, aktywnego życia. Leżąc wiele miesięcy unieruchomiona w łóżku, zaczęłam pisać słowa piosenek, wymyślać melodie. Później nauczyłam się grać na gitarze. W szpitalu nagrałam pierwsze piosenki i okazało się, że są na tyle ciekawe, że można je wydać na płycie. Tak powstał album „Some Lessons: The Bedroom Sessions”. Niektóre z tych utworów znalazły się później na płycie „Worrisome Heart”, dzięki której dowiedział się o mnie świat.
[b]Ale już wcześniej, przed wypadkiem występowała pani w piano barach. [/b]
- To prawda, studiowałam sztukę w Community College w Filadelfii, a wieczorami grałam, śpiewałam standardy i popularne piosenki w klubach i hotelowych restauracjach. Uczyłam się grać od dziecka, ale chciałam zostać malarką. Po wypadku miałam kłopoty z pamięcią. W jej odzyskaniu pomogły mi ćwiczenia w zapamiętywaniu fragmentów melodii. Słuchałam utworu po kilka razy, a potem próbowałam odtworzyć muzykę z pamięci. Tak ćwiczyłam mózg, żeby zaczął pracować prawidłowo. W efekcie sama zaczęłam pisać, co było dla mnie zaskoczeniem, bo wcześniej nie odkryłam w sobie tego talentu. Zauważyłam, że z łatwością przychodzi mi opisywanie dźwiękami moich uczuć, nawet najdrobniejszych niuansów. Wiem, że wielu muzykom, których znam, przychodzi to z trudem.
[b]Ma pani szczególny talent do komponowania i śpiewania ballad. Czy wzoruje się pani na kimś? [/b]
- Nie, ale w już w dzieciństwie lubiłam słuchać płyt Carole King, Jamesa Taylora, Rickie Lee Jones, Franka Sinatry i Perry’ego Como. To byli też ulubieni wykonawcy mojej matki. Mieszkaliśmy z babcią i dziadkiem, a oni słuchali polek w wykonaniu amerykańskich zespołów. Z kolei ja czasem sięgałam po nagrania utworów Chopina. W sumie była to dość dziwaczna muzyczna mikstura, jak to bywa w domu emigrantów.
[b] Pochodzi pani z muzykalnej rodziny. [/b]