Ta płyta oddaje to, czym się interesuję. Warszawa, piłka nożna, dziewczyny, historie miejskie. Ociupinka poezji – a niech już wpadnie, trudno – opowiada artysta.
Kto kupi ten krążek, szybko zrozumie, dlaczego stolica wymieniona została w pierwszej kolejności.
[srodtytul]Prus i ślinoplujki[/srodtytul]
„Pablo przyjemność tu ma, pokazać ci miasto szalone Warszawa z jego kolorami, co wyłażą spod tynków, wiesz, obserwacja ludzi i głupia słabość do budynków” – rymuje autor „Telehonu” w otwierającym płytę „Intro”. Później zaczyna się prawdziwa feeria spostrzeżeń i aluzji.
Jest więc clintonowski w sferze muzycznej, frazą nawiązujący zaś do czasów świetności Ziemiańskiej, protest-song „Się mi to nie”, wymierzony między innymi w „ślinoplujki parlamenckie” i „zatipsione romantyczki”. Hiphopowo-jazzujący „Nomada” to z kolei kronika pędzącego przez miasto nocnego imprezowicza, który znajduje jednak czas, by „jak Prus sto lat temu przyjrzeć się Wiśle”, choć „nie ma już piaskarzy i Urke Nachalnika”. Słuchając, mamy wrażenie, że gospodarz albumu pisał z nosem w książce. On sam zaprzecza.