[b]Czytaj też - [link=http://www.rp.pl/artykul/9145,377624_Stradivarius_dwa_razy_ukradziony.html]Stradivarius dwa razy ukradziony[/link] [/b]
Ostatni raz Joshua Bell gościł w Warszawie sześć lat temu z kameralnym recitalem. Później mogliśmy podziwiać jego grę tylko z płyt, a nagrał ich już ponad 30. Jest jednym z najcenniejszych artystów dla koncernu Sony, z którym podpisał wieloletni kontrakt. Bell bowiem oprócz klasyki chętnie grywa również muzykę bardziej popularną, przede wszystkim filmową, co zapewniło mu w świecie status muzycznego gwiazdora.
W środę Joshua Bell zaprezentuje się jednak warszawskiej publiczności w wielkim repertuarze późnego romantyzmu. Zagra słynny koncert skrzypcowy Brahmsa stawiający wyjątkowo trudne zadania przed wykonawcą. I nie chodzi wyłącznie o problemy czysto techniczne, którymi najeżony jest ten utwór. Wymaga on również niesłychanie przemyślanej interpretacji ukazującej muzyczną dramaturgię całego dzieła.
Nic więc dziwnego, że po prawykonaniu dzieła Brahmsa w Lipsku w 1879 r. krytycy pisali, że jest to „koncert przeciw skrzypcom”, a wielu muzyków nie chciało się podjąć jego wykonania. Dopiero w XX wieku stał się popularny.
Dla Bella nie stanowi on żadnego problemu, bo to artysta o ogromnym doświadczeniu, mimo że ma dopiero 41 lat. Ale estradową karierę zaczął wcześnie, już jako 14-latek. I od tamtego czasu niezmiennie gra z najlepszymi orkiestrami i dyrygentami. Nigdy też nie startował w konkursach.